Ratchet & Clank: misja I: Veldin, cz IV
e związana i niemal uduszona. – Powiedziała, gwałtownie gestykulując. Niemal nie uderzyła swojej siostry jednym z machnięć ręką. Nagle przyszło mi coś do głowy. - Ale, dziewczyny… Jak to możliwe, że jesteście siostrami? Ciemna i jasna Veldianinka? Niemalże niemożliwe. - Wiemy. – Odparły chórem. Głos przejęła Trigger, wyraźnie było widać, że ona „rządzi” u dziewczyn. - Nasi rodzice… Spotkali się na granicy ciemności i jasności… Ciemnego i jasnego Veldin, czyli tam, gdzie jasność powoli zamienia się w ciemność. – Opowiadała. – Kochają się… A właściwie, kochali… Ale o tym nie chcę mówić… - Dobrze, nie zmuszam. – Powiedziałem. Widziałem, że obu dziewczynom sprawia to ból. - W każdym bądź razie, jesteśmy bliźniaczkami. – Dalej mówiła Key. – Wiem, że to nie możliwe, ale tak jest. Nie szukaj w nas różnic, znajdź podobieństwa. - Na pewno oczy. – Powiedziałem. – I niektóre rysy twarzy. I nosek… I… I… Na pewno ruchy. - No widzisz? – Powiedziała z uśmiechem Trigger. Clank przyglądał się gestom i przysłuchiwał uważnie rozmowie. Widać było, że cieszył się, iż znalazłem przyjaciół na Veldin. - No widzę, widzę! – Krzyknąłem zaskoczony. Były niemal identyczne! Sam zacząłem się śmiać ze swojej reakcji, dziewczyny także. Nawet Clank zaczął się podśmiechiwać. Nawet Sasha cicho się zaśmiała, stojąc gdzieś dalej. Poznałem to po jej ruchach. A właściwie po jednym ruchu, a mianowicie, przyłożyła rękę do ust. Zawsze to robiła, gdy się śmiała. Odwróciłem się od dziewczyn na chwileczkę. - Sasha, wiecie już, co ze mną jest? – Zapytałem. Dziewczyny mi zawtórowały. - Raczej, co ci było. – Odparła. – Ja nie wiem. Wiem, że to była trucizna. - To i my wiemy. – Odpowiedziałem równo z dziewczynami. Zaraz potem razem wybuchnęliśmy śmiechem. - Jak chcesz wiedzieć, to gadaj z Alem, on na pewno wie. – Zaproponował Clank. - Nie, dzięki, to wolę nie wiedzieć. On tłumaczy zbyt zawile. – Odparłem, wymachując przed sobą rękoma. Gdy skończyłem wygłupy wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jak to ja, zawsze lubiłem wyładować atmosferę. Tak lepiej, gdy wszyscy się śmieją, mniej nerwowo. I… No, śmieszniej. Ale jak śmieją się ze mnie, to czuję się trochę… Głupio. Ale wolę, żeby ktoś się ze mnie śmiał, niż na mnie gniewał. Przez ten śmiech wpadłem na pomysł. – Ej, dziewczyny, a może polecicie z nami na „Phoenixa”? Widać, że tu już nie jesteście bezpieczne. – Zaproponowałem, argumentując swój pomysł. - Nie, na razie nie. – Odparły razem dziewczyny. - No, dobrze. – Powiedziałem ze smutkiem. – To wasza decyzja. – Dopowiedziałem i zwróciłem się ku statkowi-ambulansowi. Clank stawiał kroki za mną. Musieliśmy wracać. Mój statek był już na miejscu, w hangarze na „Phoenixie”.