Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 7
Tymczasem Kajtek podjechał swoim autem pod dom Judyty. Dziewczyna już czekała na niego, na zewnątrz. Była taka krucha. Chłopak pragnął uchronić ją przed wszystkim. Z każdą minutą obawiał się, że może jej coś dolegać. Kobieta zrobiła teks ciążowy, który wykazał, że faktycznie jest w stanie błogosławionym. Jednak w jego sercu była obawa, iż coś się jeszcze dzieje w organizmie jego dziewczyny.
- Gotowa? - spytał, podchodząc do niej i całując ją w usta. Drżała. Wyczuł jej napięcie, więc szybko dodał, oszukując własne przeczucia. - Kochanie, głowa do góry. Jesteśmy gotowi na dziecko. Nie zostawię cię - uśmiechnęła się z lekka i pozwoliła się zaprowadzić do samochodu. Judyta była bardzo milcząca. Nie podejrzewała nawet, że mężczyzna, siedzący obok ma te same obawy. Nie bała się ciąży. Obawiała się odkryć coś strasznego.
Dojechali dosyć szybko. Wizytę udało się jej umówić u jednego z najlepszych ginekologów, w miasteczku. Chodziła do niego już wcześniej. Do gabinetu weszli oboje. Pan Henryk potwierdził ciążę, jednak nie wyglądał na zadowolonego.
- Pani Judytko – zaczął. - Nie wygląda mi pani najlepiej. Nic nie mogę teraz wywnioskować, dlatego wypiszę skierowanie na resztę badań. Może wtedy będę mógł powiedzieć, coś więcej. Póki, co przepisuję pani witaminy. A i proszę jeść więcej – powiedział, kończąc. Kajtek zadał mu jeszcze kilka pytań, po czym natychmiast udali się piętro wyżej, by zrobić zalecone badania. Judyta była bardzo blada. Przez moment wydawało się, jakby była myślami bardzo daleko stąd.
Po godzinie pomiary były zrobione. Pozostało im jedynie czekać na wyniki. Mężczyzna od razu zaprosił ją do pobliskiej restauracji na porządny obiad. To było jedno z ich ulubionych miejsc. Często tu przychodzili. Atmosfera w lokalu była bardzo przyjemna. Poza tym jedzenie było wyśmienite. Nie przebijał oczywiście kuchni jego mamy, ale tego smaku nie jest w stanie nic i nikt pokonać. Zamówili spore porcje swojego ulubionego zestawu i w milczeniu zabrali się za jedzenie. Dziewczyna usiłowała jeść, ale kończyło się tylko na grzebaniu w porcji sałatki.
- Nie smakuje ci? - spytał znad swojego talerza Kajtek.
- Co? A nie, nie. Jest pyszna.
- Jutka, co jest?
- Boje się. Te badania. Jeśli byłoby wszystko w porządku to…
- Przestań. Masz co najwyżej małą anemię. Ostatnio chyba nie odżywiałaś się najlepiej, co? Ale już ja cię dopilnuję. Musicie teraz o siebie dbać.
- My?
- Wy, wy. Nie zapominaj, że masz w sobie nasze dziecko. Teraz jesteś w liczbie mnogiej - wreszcie zobaczył uśmiech na jej twarzy. - No, nareszcie się uśmiechasz. Jak myślisz, to będzie chłopak czy dziewczynka?
- Dziewczynka. To będzie śliczna córeczka tatusia.
- I mamusi. Zobaczysz będziemy szczęśliwi - on także poweselał. Zaczął sobie ich wyobrażać. Widział Judytę trzymającą ich dziecko w ramionach. W najbliższej przyszłości widział też ich ślub. Właśnie w tej chwili postanowił, że jak najszybciej oświadczy się ukochanej.