Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 25
- Przestań snuć same czarne wizje. To był bardzo ciężki dzień.
- Takich dni, będzie miał jeszcze o wiele więcej, zanim pogodzi się z losem. I, co? Za każdym razem ucieknie w procenty?
- Oj, Inko – powiedział, podchodząc i lekko przytulając kobietę, nadal karmiącą dziecko. – Skąd w tobie, tyle złych przeczuć?
- Znam swojego brata. On sobie nie poradzi.
- A ty, poradziłabyś sobie? – spytał cicho, niemal szeptem.
- Nie wiem. Nie przeżyłam takiej miłości, jak oni.
Inka natychmiast posmutniała jeszcze bardziej. Zdała sobie sprawę, że poraz kolejny traciła swój czas na związek nie mający żadnej przyszłości. Trwała w relacji, którą oboje zwali miłością, a podczas zwykłej wymiany zdań wszystko się rozpadło. Nie byli razem, choć mieszkali ze sobą, tworząc codzienność. Dwa odmienne charaktery na kilku metrach kwadratowych, próbowały na siłę połączyć swoje istnienia.
- Nie spisuj go na straty po jednym występku.
- Maks… - zaczęła. – Dlaczego, tak musiało być? – powiedziawszy to, otarła łzę, spływającą po jej policzku. Następnie oparła głowę na ramieniu mężczyzny. Trwali tak przez dosłownie kilka sekund. Julia sprowadziła ich na ziemię głośnym płaczem. Tym razem on wziął ją na ręce i starał się uspokoić. Dzieci doskonale wyczuwają panującą wokół nich atmosferę. Tak samo było z tą małą istotką. Nie miała przy sobie mamy, a jej tatę ogarnął narastający ból i smutek. Dziewczyna na samym życiowym starcie miała ciężką sytuacje rodzinną.
Po kwadransie mała zasnęła, więc Inka położyła ją w łóżeczku. Kajtek spał w swoim pokoju, więc dziewczyna nie chciała zostawiać mu dziecka, kiedy był nietrzeźwy. Maks ostrożnie wytransportował wózek dla dziecka do pokoju Inki i tam została ułożona do snu. Kobieta również nie zamierzała już schodzić do gości. Nie chciała nikomu pokazywać, jak bardzo jest wstrząśnięta zajściem w jadalni. Nagle usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Maks, trzymając w dłoni twa talerze z tortem.
- Maks, ale ja nic nie przełknę.
- Szkoda – powiedział, nabierając małą porcję na łyżkę. – Będę musiał cię sam nakarmić. Niestety nie mam w tym wprawy, więc powinnaś pożyczyć od małej śliniaczek.
- Maks, przecież Julka jest jeszcze za mała na śliniaczek – powiedziała, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczyma. – Co ty powiedziałeś? – wykrztusiła, jakby dopiero rozumiejąc sens słów, wypowiedzianych przed chwilą.
- Zamierzam cię nakarmić.
- Zwariowałeś – odparła, zaczynając się śmiać. – Zupełnie zwariowałeś.