Pustynia smutku
Kochanie,
Sądziłam, że jestem tą sprytniejsza, która rozumie życie lepiej od innych. Gratulowałam sobie, iż dotąd jeszcze nie wpadłam w chytrą pułapkę zastawioną na mnie przez los. Śmiałam się fortunie prosto w twarz, nonszalancko rzucając na stół karty z samymi asami. Drwiłam ze słabych, kruchych kobiet owładniętych miłością. Bezbronnych i całkowicie ufnych, a przez to słabych i obnażonych. Kochałam już parokrotnie nie chcąc gościć tego stanu nigdy więcej. Nienawidzę tego go, ponieważ wiem, jakie konsekwencje, skutki, utrapienia i dylematy za sobą niesie. Od tamtej pory nie pozwoliłam nikomu zbliżyć się do mojego serca. Bałam się. Nie chciałam ponownie przeżywać tego bólu, rozczarowań, tęsknoty, nie przespanych nocy oraz łez żłobiących policzki.
I oto pojawiłeś się Ty. Cały świat uległ zmianie, a ja kompletnie się pogubiłam, bo wszystko, co nas dotyczy jest zupełnie nierealne, irracjonalne, poplątane i abstrakcyjne. Wychodzące poza granice pojmowania… Dlatego też nigdy nie zapytałam czy będziemy kiedyś razem? Może nie chciałam jeszcze bardziej komplikować już i tak wystarczająco trudnych spraw pomiędzy nami… Może obawiałam się, że pod naporem zaborczości wystraszysz się i uciekniesz ode mnie… Może obawiałam się usłyszeć nie… Ponieważ wiem, że te trzy litery ułożone w jedną, spójną całość zabiłyby mnie.
By się wyciszyć i uporządkować swoje myśli znów wyruszę w podróż po mojej Pustyni Smutku. Tylko tam zapanuję nad targającymi mną sprzecznościami. Na równi kocham Cię, jak i nienawidzę. Kocham za to, że nadałeś nowy sens mojemu życiu. Nasycając je niesamowitą, kosmiczną energią drzemiącą w Tobie. Za to, że oddałeś mi cząstkę siebie. Za to, że rozumiesz mnie, jak nikt inny. Za to, jak czule na mnie patrzysz. Za te dodające otuchy rozmowy. Za czasami okrutną szczerość i chłodny osąd w różnych sytuacjach. Za to, co nas łączy i dzieli. Za to, że przy Tobie mogę być sobą. Za to, że potrafisz mnie rozśmieszyć. Za to, że potrafimy razem milczeć… Nienawidzę, bo nie mogę się do Ciebie przytulić kiedy mam ochotę. Bo unikasz tematu uczuć. Bo nie jest mi dane zasnąć i się obudzić u Twojego boku. Bo nie możemy zjeść codziennie razem śniadania. Bo gdy Cię potrzebuję jesteś nie obecny. A w końcu, ponieważ nigdy nie powiesz mi kocham cię…
Długo spacerowałam w towarzystwie palącego słońca, przed sobą i za sobą mając jedynie morze piasku. Ta monotonia i samotność pozwoliły mi odzyskać równowagę. Chwilo uciszyłam i udobruchałam rozpętaną Panią Schizofrenię, ale nie udało mi się pogodzić skłóconych rywali. Nie doszłam też do żadnego zadowalającego rozwiązania ani wniosku, a tym bardziej konkluzji. Jednak wróciłam odmieniona. Pogodzona z faktem, że pokochałam nie odpowiedniego mężczyznę, ponownie źle lokując swoje uczucia. Jednak akceptując zaistniały stan rzeczy i godząc się na niego. Utwierdzona w swoich wcześniejszych przekonaniach, co do relacji damsko – męskich i związków. Aczkolwiek ślepo wierząc, że tym razem uda się kochać za dwoje. Rozgrzeszona z sumieniem. Wciąż w konflikcie z obrażonym umysłem i głupim sercem, które uparcie pragnie miłości.
L.