Powitanie z morzem

Autor: AndreaDoria
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

i. - Rega. Odezwał się jakiś znawca geografii. "Mrzeżyno" - odczytał mijany drogowskaz. Zatem to już tutaj. Coś się skończy. Zacznie nowy rozdział swojej książki życia. Maszyna gwałtownie skręciła na most nad rzeką. Chwila postoju i ruszyli dalej. Zauważył opadający szlaban, zmuszający białego orła do przycupnięcia na ziemi. Jechali przez las. Powykręcane artretyzmem sztormowych wiatrów sosny przybierały dziwne kształty. Warkot silnika wydawał się świętokradztwem w tym miejscu. Kolejna brama, kolejny krótki postój. Maszyna z niechęcią zmusiła się do ponownego obrotu swych kół. Jakieś budynki po drodze. Ściany z czerwonej cegły, czerwona dachówka. Zielone igły sosen zaglądają do okien. Czerwień z zielenią tworzą frapującą kompozycję. Wystrzał z rury wydechowej, szarpnięcie rzucające ich na siebie i samochód zamarł. Uszy z wdzięcznością przyjęły tę ciszę. - Z wozów. - Przed stołówką ... w dwuszeregu ... zbiórka! Rozległo się na zewnątrz. Popatrzyli niepewnie po sobie. - No co jest kurwa mać! - Sierściuchy uszu nie myły? Wyłazić biegiem, bo wam nogi z dupy powyrywam. Krzyk odbił się wielokrotnym echem od ścian sąsiednich budynków. Poskutkowało. Rzucili się do burty. Uformowali jako taki dwuszereg. Znajdowali się na brukowanym placyku. Z trzech stron otaczały go parterowe zabudowania. Ze środkowego strzelała w górę murowana wieża. Kurdupel w randze kaprala mierzył ich pogardliwym wzrokiem. "Ale karakan" - pomyślał Tadek. - Słuchać hołoto. Karakan wydał głos niewspółmierny do wzrostu. - Armia zadbała o was. Teraz zjecie posiłek. Potem zbiórka w tym samym miejscu. - W prawo ... zwrot. Okazało się, że "w prawo" nie dla wszystkich znaczy to samo. - Kierunków hołota nie rozróżnia? Darł się Karakan. W końcu wszyscy zwrócili się w tę samą stronę. - Naprzód ... marsz. Ruszyli niemrawo przed siebie. Aluminiowe tace, aluminiowe miski i talerze. Chochla grochówki, talerz przecięty ciałem solonego śledzia, w kubku coś przypominającego zaróżowioną wodę. Ledwo doszedł do stolika, zagrzmiało. - Koniec jedzenia! - Przed stołówką zbiórka! Później rozpoczął się świński galop. Zmysły ledwo rejestrowały nowe miejsca, nowe sytuacje. Fryzjer. Z żalem patrzył, jak hodowane przez lata długie kędziory, ścielą się gęstym dywanem po podłodze. Kim jest ten człowiek patrzący na niego z lustra. Twarz pozbawiona jego chluby wydaje się taka obca. Pieczątka w książeczce. Czwarta kompania, pierwszy pluton. To jego nowy dom, nowa rodzina na najbliższe miesiące. Pobieranie umundurowania. Stalowy mundur wyjściowy, orzełek na czapce otoczony husarskimi skrzydłami, moro (ależ tu kieszeni!), pasy, dres, bielizna, buty, onuce. Pierwszy raz się uśmiechnął, widząc jak niektórzy z konsternacją obracają w rękach kawałki białej flaneli. Za małe, za duże, nieważne - liczy się sztuka. Walizka nie jest już pusta. Zawiera ostatnie rzeczy, które łączą go z dawnym światem. Wolno wypisywał adres, chcąc je mieć jak najdłużej przy sobie. Łaźnia. Kamienna wieża zdradziła swoje przeznaczenie. Kolejne upokorzenia. - Wypiąć dupska! - Rozsunąć pośladki! - Ściągnąć skórkę! Wykonywali bezwiednie polecenia jak stado baranów prowadzonych na rzeź. Ukrop z prysznica. Lodowata struga. Brak wody. Mydło boleśnie szczypie oczy. Śmiech starego wojska zgromadzonego przy wejściu. Pośpiesznie wycierał ręcznikiem pianę z ciała. - Wyłazić. Biegiem! Ślizgając się na mokrych kafelkach biegnie do wyjścia. Kompania. W czasie przemarszu wchłaniał widoki okolicznych piaszczystych wzgórz porośniętych lasem. Smakował oczyma soczystą zieleń. Do uszu docierał szum fal łamiących się na pobliskim brzegu. Widoki koiły, dawały siłę. Piętrowy budynek kompanii krwawił czerwoną cegłą. W środku odurzał zapachem pasty do podłogi. Przydzielono mu salę na piętrze. Szereg piętrowych łóżek wzdłuż ścian. Metalowe, szare szafki. Przy drzwiach typowa żeliwna koza. - Boże! Jak ten piecyk ogrzeje tak wielką salę. Okazało się, że Karakan jest ich dowódcą plutonu.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AndreaDoria
Użytkownik - AndreaDoria

O sobie samym: Urodzony 12.04.1958 roku w małym miasteczku nieopodal Częstochowy. Ukończył LO im. Stanisława Staszica o profilu humanistycznym w Jastrzębiu Zdroju. W latach 1973 - 77 członek Amatorskiego Zespołu Teatralnego prowadzonego przez Zdzisława "Dziadka" Rogalę. Od 1977 roku pracownik Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Jastrzębiu Zdroju. W latach 1999-2004 członek zarządu Jastrzębskiego Katolickiego Klubu Trzeźwości. Pisze głównie z "potrzeby pisania". Jego teksty służyły przede wszystkim jako forma duchowego wsparcia dla osób, z którymi stykał się w działalności społecznej. W roku 2003 zdecydował podzielić się swoimi "dokonaniami" ze szerszą rzeszą czytelników. Pierwsze teksty pojawiły się na internetowych forach space.pl i o2.pl . Duchowo związany z Forum Prozatorskim Marcina Bałczewskiego. Jego wiersze i opowiadania można znaleźć w różnych zakątkach sieci m. in.: Fabrica Librorum, poeci.com, poezja.org, proza.org, MML Cegła, FP Moje Wiersze, Wirtualna Galeria, Illusion of Sense i na stronach prywatnych. W latach 2003 - 2004 członek Ilussion of Sense. Założyciel "Forum Magii Słowa", które od 15 października 2004 roku do listopada 2005 prowadził wspólnie z Izą "Iskierką" Smolarek i Tomaszem Klareckim. Obecnie prowadzi Portal Literacki "Odyseja".
Ostatnio widziany: 2012-10-10 13:13:38