Polowanie na Czeladnika
Prolog
-Pomocy!!! Gdzie ja jestem? -Głos Primus'a roznosił się pustym echem po ciemnym pomieszczeniu.
Mężczyzna uderzył mocno pięścią w podłogę uwalniając z pięści kilka zielonych iskierek. W jednej chwili do tej pory objęte mrokiem pomieszczenie zostało rozświetlone przez dziesiątki świec rozstawionych po całym pokoju. Ściany były nierówno pokryte symbolami, a na podłodze był wyrysowany podwójny krąg. We wnętrzu większego również były dostrzegalne symbole. Wokół Primus'a znajdowały się otwarte książki, co ciekawsze puste w środku. Po chwili namysłu nieco zdezorientowany mężczyzna otrzepawszy swoje ubranie podszedł do drzwi. Szybkim i zdecydowanym ruchem chwycił za klamkę by następnie odskoczyć do tyłu z uczuciem dziwnego mrowienia.
Gorąca – pomyślał. Niewzruszony założył na swoją zaczerwienioną dłoń kawałek materiału leżącego na stole obok, a następnie energicznie otworzył. Jego twarz została zbombardowana ogromną ilością ciepła a oczom ukazał się wielki szkarłatny ogień, powstrzymywany przez jakąś się. Primus wiedział że to nie jest zwyczajny ogień, czuł go. Biła od niego nienawiść która była źródłem i ostoją tych płomieni. Wiedział że to co go wznieciło jest osłabione, przynajmniej na razie. Wyczuwał to ale nie umiał wytłumaczyć skąd to wie, po prostu to czuł. Podniósł prawą rękę na wysokość swojej głowy, wykonał okrężny ruch dłonią po czym pstryknął palcami. Z jego paliczków wydostał się błękitny dym który po chwili uniesienia na wysokość dachu rozwiał się we wszystkie strony z taką siłą że nie tylko odepchnął płomienie jednocześnie je zdławił. Primus nie miał pojęcia skąd posiada tak wielką moc, wykonał to jak zwykły odruch. Obrócił się w tył, jego oczom ukazała się na pierwszy rzut oka zwykła chłopska chata. Jej ściany były wykonane z masywnego dębu, a dach był pokryty strzechą. Zwyczajna wiejska chata, chociaż z drugiej strony było w niej coś wyjątkowego, coś czego Primus nie mógł wyjaśnić. Uznał że dom musi być nasiąknięty zaklęciem, chroniącym od płomieni na którego działanie był wystawiony przez długi czas. Mężczyzna rozejrzał się wokół budynku i jego oczom ukazała się wieś. Niestety nie była to osada w której pomiędzy chatkami biegają małe dzieci, na ławkach siedzą starcy a przy domach kobiety rozwieszają pranie. Zbiorowisko domostw było doszczętnie spalone. W powietrzu unosił się straszny odór spalonych ludzkich ciał. Miejscami widoczne były płomienie szkarłatnego ognia dogasające z powodu odcięcia od źródła nienawiści i pogardy. Cała wieś zapewne spłonęła w płomieniach, wraz ze swoimi mieszkańcami o czym świadczyły liczne zwęglone szkielety ludzi leżące w niektórych miejscach samotnie, bez ciał i dusz strawionych w ogniu. Mag uznał że dym unoszący się nad osadą może sprowadzić na niego wiele kłopotów, więc postanowił że uniemożliwi komukolwiek dostrzeżenie go. Stanął obok studni na głównym placu, pośród gromady małych szkieletów szkieletów. Zaczął powoli wznosić ręce w stronę nieba, z dłoni zaczęła spływać biała ciecz. Rozlewała się po całej wsi aż do granicy, a następnie zaczęła wznosić się wraz z podnoszeniem się dłoni mężczyzny, do momentu gdy złączyła się u sklepieniu nieba. Zaklęcie powinno ukryć to miejsce do następnej pełni, aż wyparuje. Przynajmniej taką nadzieję miał Primus.