POKARM BIOGENICZNY

Autor: catarina78
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

życe są dla mnie zbyt tępe… - Dobra, zaraz tam przyjdę. Muszę tyko coś zrobić. Wstaw wodę na kawę. - Dzięki. Teraz sobie poczekam. Za dziesięć minut będę musiała mu o tym przypomnieć. Będzie zdziwiony i przekonany, że nic takiego mu nie mówiłam. Czy wszyscy faceci po ślubie tacy właśnie się stają? Wchodzę do kuchni już lekko zniechęcona. Znowu i tak będę musiała wszystko zrobić sama. Znowu tylko ja, ja, ja. Patrzę na stół. - Romek! Romek! Chodź tu szybko, proszę cię! Nie, to niemożliwe przecież. - Co się stało? Już idę. Czemu tak krzyczysz? - Klony się ruszają! - To niemożliwe. Wydaje ci się. - Proszę cię, chodź tutaj i zobacz sam. One, one chyba…, Boże, one chyba płaczą… Roman wpada do kuchni. Jest zły. Myśli, ze zmyślam. Ale widzi to, co ja i staje jak wryty. - Widzisz? – pytam nie wiem czemu szeptem. – I co teraz? - No, zapomnij, że ja je będę zabijał. Nie jestem zabójcą. Gdzie je kupiłaś? Trzeba będzie je oddać, albo komuś to zgłosić. Tak nie może przecież być… Muszą być źle przygotowane, nieświeże, albo chore… - To co robimy? - Nie wiem, trzeba może kogoś wezwać. - Kogo? - Producenta? Nie mam pojęcia, kobieto. - One coraz bardziej płaczą. Chyba im zimno. – Podchodzę bliżej stołu. Wyglądają jak zwykłe niemowlęta. Czemu dopiero teraz to widzę? Robi mi się ich żal. – Co robimy? - Spróbuj je jakoś uspokoić. Przykryj je może czymś. Ja pójdę zadzwonić. - Gdzie chcesz dzwonić? - Nie wiem jeszcze. Ucisz je po prostu. Trochę jestem przerażona. Biorę pierwszego z brzegu klona na ręce i przytulam jak dziecko. Po chwili się uspokaja. Otwiera oczy. - Romek – szepczę. – On patrzy na mnie. Odkładam go na stół i wyciągam ręce po drugiego. Ta sama sytuacja. Po chwili wszystkie trzy leżą sobie cichutko obok siebie i patrzą mi prosto w oczy. Mają takie niesamowite oczy. Takie dojrzałe. Jakby wszystko wiedziały. Czuję na plecach dreszcz, ale chyba już wiem. - Romuś… - Co? - Nie dzwoń nigdzie. Popatrz tylko na nie. - Co chcesz zrobić? - A jak myślisz? – Wyciągam znowu ręce i zaczynam je głaskać. Roman trochę niechętnie, ale przyłącza się do mnie. Po chwili malce śmieją się do nas. - Zostawiamy je. – Zapada jednoczesna decyzja.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
catarina78
Użytkownik - catarina78

O sobie samym: redaktor wydawnictwa e-bookowo.pl
Ostatnio widziany: 2018-11-05 11:38:41