Początek rejsu (Rozdział 1)
Wiatr zadął w żagle.
Kapitan z zadowoleniem patrzył, jak ląd staje się coraz mniejszy i mniejszy, aż w końcu zewsząd otaczało go morze.
Stał przy sterze swojej wspaniałej jednostki. Kupił ją za skarb, który znalazł na Isla del Gato. Okręt był typowym galeonem o trzech masztach i pięknym galionie; na rufie zaś znajdowała się wymalowana nazwa statku "Joanna". Pochodziła ona od Joanny d'Arc, okręt jednak bynajmniej nie pływał pod banderą Francji- nie posiadał barw, jednak pochodzenie załogi i kapitana było najprawdopodobniej angielskie.
Kapitan był doświadczonym wilkiem morskim, i to jedna z niewielu rzeczy, które są o nim pewne. Posiadał on siostrzeńca, czarnowłosego Jamesa, który żeglował wraz z nim. Marynarze domyślali się, iż żona kapitana zmarła lub zaginęła, a mimo iż on sam nigdy nie splamił się piractwem bez jakiejkolwiek poważnej przyczyny, poszukiwany był przez rozmaite kraje.
Miał liczną załogę, bowiem zyskał powszechny szacunek, mimo domniemanych występków. Zdarzali się jednak i tacy, którzy mu nie ufali, lecz nigdy nie doszło do buntu. Co do jego przeszłości, krążyły rozmaite opowieści nawet wśród pospolitych szczurów lądowych. Mawiali, jak to pokonał dziesięć potworów morskich, zatopił setki okrętów, wymordował ludność w portach i wiele innych, lecz niemal żadna nie była prawdziwa. Wiadome było, że poprzedni okręt kapitana wpadł w objęcia Neptuna razem z większością złota.
Jak już zostało wspomniane, kapitan nie był piratem, atakował jedynie w ostateczności. Kraje nie mogły znieść jego niezależności od państw. Kapitan bowiem ponad wszystko wielbił morze i pływał, by pływać, żeglował, by żeglować. James również chciał do końca życia widzieć codziennie fale i horyzont, a jego wuj zawsze służył mu radą. Przyjaźnił się z kilkoma majtkami, znał też dosyć dobrze Dona, dzielnego marynarza, lecz kiepskiego żeglarza, bowiem on, mimo niewielkich umiejętności, także kochał morze.
* * *
Był to około trzeci tydzień rejsu, gdy James po doskonaleniu fechtunku, na którym znał się doskonale, wyszedł na dziób. Wytężył wzrok na morze.
-Człowiek za burtą!- wrzasnął po chwili. Natychmiast zbiegli się marynarze i kapitan, który rozkazał natychmiast wciągnąć go na pokład.
Człowiek okazał się być około 16-letnim młodzieńcem, rówieśnikiem Dona; James z kolei liczył sobie rok więcej od nich. Młodzieniec był nawet przystojny, o zmierzwionych, teraz mokrych, brązowych włosach. Miał przyjazną twarz. Po chwili, ku uldze wszystkich, ocknął się, plując na pokład wodą.
-Witaj, rozbitku- powiedział kapitan.
-Dzień dobry wieczór- wyjąkał zaskoczony szesnastolatek.
-Jak się nazywasz?- zapytał go jeden z marynarzy.
-Alan- odparł chłopak. Nie podał swojego nazwiska.