POCIĄG POCIĄGIEM
ętych. Za duże? Za małe? Obwisłe? Chyba się wyprostuję, pełniejsze będą. Ale, co on robi? Przestał. Przestał?! Co jest? No, teraz się ni odwrócę. Poczekam tak sobie, może się rozmyśli. Gdzie ten Weber? Umberto Eco? Porażę go semantyką. Biorę książkę i siadam. Nie patrzę w ogóle w jego stronę. Chyba się położył. Zrezygnował. I dobrze. Za dużo sobie obiecywał. Nie będzie mnie obłapiał jakiś obcy facet. Pewnie zaraz zaśnie. Zaczynam więc czytać. Czytam. I nic nie rozumiem. Słowa wchłaniają mnie w siebie. Odlatuję na skrzydłach poststrukturalnej retoryki. Nie ma mnie już. Stukot kół wprowadza mnie w trans. Zapominam. Prawię śpię. I śni mi się sen. Ktoś u moich stóp wyznaje chęć i pragnienie wielkie cielesnego połączenia ku chwale zmysłowości wszechludzkiej. I czuję dłonie na stopach. I dłonie na łydkach. Na udach. I ręce rozpinające guziki spodni. Jaka ulga. Mogłam to już dawno zrobić. Rozluźniam się. Poddaję. Tak dobrze. I śpię dalej. Osłonięta książką, oddzielona od świata. Mantryczny odgłos pociągu. Czy to sen czy nie sen? Otwieram więc oczy i widzę. Językoznawczy bełkot. Nie. To nie to. Musi być jakaś głębsza struktura. Podnoszę książkę wysoko ponad głowę. Powoli wracam do swojego ciała rozrzuconego na fotelu kolejowych w ciasnawym przedziale sypialnym. I nogi widzę nagie, rozstawione szeroko na świat. A pociąg unosi rytmicznie. I coś miękkiego i ciepłego między nimi. Okrągłe, ciemne, porusza się miarowo, podnosi się i opada. Odrzucam tom nieczytelny, dłońmi dotykam tej krągłości owłosionej, najpierw niepewnie. To głowa. Czyjaś głowa wśród mych ud przyssana sterczy. To jakiś dowcip czy sen absurdalny? Rzucam się odrywać ją od siebie. Koszmar jakiś. Odpycham i nie mogę odepchnąć. Siła jakaś przyciąga mnie do niej, wpycha w jej paszczę potężną. I czuję, coraz wyraźniej czuję. Zasysanie. Głowa wysysa ze mnie soki. I prąd jakiś od tego ssania się rozchodzi od kości ogonowej aż ku gałkom ocznym. I do umysłu trafia i już wiem, choć jeszcze nie wiem, co zaraz będzie, za chwilę, za sekundę, już, już, teraz, nie, dość, nie, nie mogę, nie wytrzymam, więcej, umrę. Głowa odrywa się z cichym cmoknięciem, a ja rosnę, olbrzymieję, płonę i rozpadam się na cząsteczki, pociąg hamuje.