Po stronie cienia ( kolejny rozdział)
Noc potrafi osaczyć drutem kolczastym myśli, którymi sęp lub kruk się żywią. Jeśli w porę się od nich nie odgrodzisz pejzażem nad cichą wodą, szumem fal i sitowia, w samotnym odpoczynku – nocy nie prześpisz.
No i nie spałem…
Ale, żeby pokonać myśli, które ślizgały się po moim czerepie popadając w coraz większy chocholi taniec, zmusiłem się, by zanurzyć swą wyobraźnie w starożytności. I wpadłem z deszczu pod rynnę. Bo pierwsza mi weszła pod powiekę Berenika. Coś mnie ku niej popchnęło. Chyba dlatego, bo wciąż byłem we władzy Mojej Pięknej Złej Kobiety. Nawet gdy o niej nie myślałem, swój diabelski pazur wczepiała we mnie. Jakąś okrężną drogą prowadziła mnie, jak niesfornego łobuziaka, trzymając za kołnierz, gdzieś do śladu nią pachnącego, bym go podjął i poszedł za tropem.
Berenika nadawała się, bym pomyślał, że trop jest właściwy i wymaga ode mnie namysłu. Takiego w końcu, bym już nie mógł zapomnieć, jak bardzo moja Zła Kobieta nie jest i nie będzie mi królową Egiptu.
Dlaczego jednak Berenika?
Warkocz Bereniki ma we mnie poczesne miejsce. Choćby za to jak astronom Kanon zełgał Ptolemeuszowi III, że warkocz jego żony nie został ukradziony lecz znalazł się na niebie.
Berenika kochała męża. Jej poświęcenie, czyli obcięcie swego warkocza, to klucz do tęsknoty, miłości do męża, i wdzięczność bogom za ocalenie go w wojnie. Piękno tkwi w prawdzie, a ta jest bezlitośnie okrutna. Jak miłość.
Ale warkocz Bereniki to dla mnie jeszcze symbol niezaspokojonej tęsknoty do spraw odległych, pięknych, a jednocześnie porażających swą istotą. Bezwzględną, jak obiektywna prawda o życiu. Które nie ma sensu, bo jest tylko esencją, ożywioną materią zdolną do reprodukcji i sama w sobie nic nie znaczy, choć od wieków połyka swój ogon.
Gdyby bogowie istnieli, choćby to był Ah Puh, jeden z bogów Majów, "Obdarty ze skóry", "Pan Śmierci i zniszczenia", "patron liczby 10", mógłbym uwierzyć w przeznaczenie, bo, skoro istnieje "Pan Śmierci i Zniszczenia", to musi też istnieć miłość. Może warkocz Bereniki nigdy nie zostałby ukradziony i gwiazdy na nieboskłonie nosiłyby nazwę, chociażby mojej ukochanej. Której warkocz również został ukradziony. Choć nigdy go nie obcięła, ja nie byłem na wojnie, a co najważniejsze, moja ukochana nigdy mnie nie pokochała.
…Ujrzałem teraz Joannę wczepioną wzrokiem w lustro…malującą rzęsy. „ Jak myślisz…”– zapytałem ją w myślach – „dlaczego Kanon uratował tyłki Strażnikom Świątyni Aresa?”
Nie oczekiwałem jednak odpowiedzi.
A przecież, zrozumiałem to już dawno, że jesteśmy tylko Przechodniami i naszym przeznaczeniem jest błądzić, i cierpieć. Miłość przecież nie uszlachetnia. Bramy w miastach, w kamienicach omszałych i śliskich lub suchych, spieczonych jak majaczące usta ich mieszkańców – otwierają się głodne i spragnione miłości, lecz są tylko katafalkiem naszych trumiennych zmysłów.
Jesteśmy ostatnimi Strażnikami na murach Wielkiego Cesarstwa, czekającymi tylko na Posłańca, który wyłoni się z pustki.