Pierwszy rozdział.
- Powinienem Ci to powiedzieć wcześniej. - Stwierdził, gdy się obudziliśmy. Długo leżeliśmy wpatrzeni w milczeniu. Nie byłam pewna, czy tak serio mnie widzi. Ale miał śliczne oczy. I uśmiech. Ale oczy... zawsze kochałam oczy. - Tak, maleńka, widzę Cię. Jestem tak samo żywy, jak i Ty.
Przełknęłam ślinę i zaśmiałam się. On żartował. Na pewno. Nie było możliwości...
A jednak. Wiedziałam, że mówi poważnie. Cóż. Byliśmy razem. Wtuliłam się w niego.
Pamiętam jak mówił, że ma dosyć życia. Wiedziałam, że nie chciał żyć. Ale..
- Jak długo? - z moich ust wydobył się szept. Wypchnęłam go.
- Zaraz po tym. Jak się dowiedziałem. O tobie.
Skinęłam głową. Moja wina. Jak...
- Nie wierzyłem. Że to wypadek. Póki nie odbyłem rozmowy. Z twoją matką.
... zawsze?
- Jaki wypadek?
Uświadomiłam sobie, że nie pamiętam własnej śmierci. Nie pamiętam czy był tunel. Światło. Schody.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Jakby spodziewał się. Że opowiem mu więcej.
- Ten, przez który nie żyjesz?
Wyjaśniłam mu, że nic nie pamiętam. Nie zdziwiło mnie, że był zdziwiony. Najwyraźniej też inaczej postrzegał śmierć.
- Jak się zabi... - nie mogłam tak od razu. Bolało. - bi... łeś?
- Szybko. Cały czas myślałem, że chcę być przy tobie.
Oh, jakie słodkie.
- Dziękuję?
Jego uśmiech koił ból. Jak zawsze.
- Tak sobie to wyobrażałeś? - zadałam kolejne pytanie.
Pokręcił głową.
- Myślałem raczej o czymś. Bardziej.
- Piekielnym?
Tak. Piekielne, piekielne, piekielne, piekielne otchłanie. Świat miał się rozpaść. Na kawałki. Zawsze tego chciał...