Paprykarz na stole
Jej serce zaczęło bić mocniej kiedy ujrzała wyrzucone na brzeg ciało, kilkanaście metrów od niej. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko… zwłaszcza po takim upływie czasu. Tyle że… zbliżając się bardziej i bardziej zauważała, że bardzo się zmienił. Spodziewała się, że będzie bardziej wychudzony niż był, jednak było odwrotnie. Był większy.. Przypominał bardziej klocek tłuszczu niż żywego człowieka.
Kiedy stanęła nad nim, on też wstał i ledwo utrzymując się na krótkich, grubych nogach trwał niewzruszony.
Był wyższy zanim po raz ostatni opuścił ląd i zdecydowanie szerszy. Jego postać w cieniu pory dnia i specyficznej pogody rybackiej wioski nie była wyraźna, jednak Eliza doskonale wiedziała kim stał się Alain. Musiała wysoko wyciągnąć ręce aby dotknąć jego karku. Przesunęła palcami po równych, acz ostrych skrzelach z których powiewał delikatny oddech. Kiedy odgarnął jej włosy tak jak tego pragnęła, poczuła błonę pomiędzy jego palcami. Wcale jej to nie przeszkadzało. Kiedy się całowali czuła wyraźnie ostre jak brzytwa zęby ocierające się o jej język. Ciął go na kawałki aż wyglądem przypominał raczej kartkę wyjętą z niszczarki, bądź poszarpaną szmatę z jej okna…z ich okna…
Alain wziął ją na ręce i wszedł do morza. Jego oczy, pozbawione powiek, wpatrywały się w pustkę bezustannie, zaś usta lepiły się od słodkiej krwi. A ona… mając ręce zawieszone na jego karku usnęła i powróciła do krainy swoich snów tym razem również ciałem. Do miejsca gdzie nie będzie się więcej musiała o nic martwić, ani tym bardziej rozmyślać. Gdzie będzie po prostu spała. Gdzie będzie śniła i umysł jej zniknie do tego stopnia, że nie będzie miała tego świadomości…tak bardzo potrzebuje snu…usnąć w jego ramionach.
Jej mężczyzna. Jej bohater. Jej…kochanek.