Panoptikum

Autor: Tomaszek
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

zenie w ogóle nie miało miejsca. Pewnego dnia ojciec nie wrócił z pracy. Nie wiedzieliśmy nawet, gdzie go szukać, bo zakład, w którym pracował, był całkowicie tajny. Był tak tajny, że sam nie wiedział gdzie pracuje, znał tylko drogę i hasła, które pozwalały dostać się do fabryki. Gdy matka jeszcze żyła, każdego dnia wybierał inną trasę, czasem kierował się mapami i kompasem, czasem zmieniał tramwaje, wskakując i wyskakując w biegu, nierzadko wstawał kilka godzin wcześniej, żeby dostać się do zakładu okrężną drogą, przez inne miasta, po to, aby zmylić pracowników wywiadu gospodarczego i szpiegów niechętnych nam mocarstw. Ale wracał zawsze punktualnie. Dlatego, gdy nie zjawił się wieczorem w domu, po raz pierwszy w życiu poczuliśmy się całkowicie bezradni. Jedynie Konstancja wydawała się zupełnie spokojna. Mechanicznie beznamiętna lakierowała paznokcie u smukłych stóp. Czynność ta, obok rozwiązywania krzyżówek, była ulubionym zajęciem gosposi, jedynym, podczas którego wyginała wargi w coś, co mogło być uśmiechem. Po kilku dniach zniknęła również Konstancja. Zostaliśmy bez środków do życia, a mieszkańcy wieloboku z wrogiego respektu przeszli do otwartej niechęci. Któregoś dnia weszli do naszego mieszkania i wynieśli wszystko, co można było zastawić w pobliskim lombardzie. Nie złamało nas to, wręcz przeciwnie, jakby silniejsi rozpoczęliśmy poszukiwania ojca, wertując prasę i słuchając wszystkich możliwych wiadomości. Udaliśmy się nawet do Ministerstwa Śmierci, najważniejszej w kraju instytucji. Niestety, w związku z przystosowywaniem urzędowych formularzy do rygorystycznych norm Unii oraz wprowadzaniem nowego, ulepszonego algorytmu likwidowania jednostek chorych, starych lub posiadających cechy indywidualne, panował taki bałagan, że w obawie, aby nas nie uśpiono celem poprawienia ministerialnych statystyk uśmierceń, wróciliśmy do wieloboku. Przymierając z głodu, pochłanialiśmy wszystko, co nadawało się do zjedzenia. Z braku lekkostrawnych mebli, narzut i wypchanych ptaków, wyniesionych przez sąsiadów do lombardu, pochłonęliśmy ściany i podłogi. Przywykliśmy do nietypowej diety, gdyż kulinarna wyobraźnia Konstancji przyzwyczaiła nas do oryginalnych posiłków. Zjedzenie podłóg miało jednak swoją dobrą stronę. Pod ostatnią, nadającą się do konsumpcji deską, znaleźliśmy księgę. Był to traktat naszego ojca, opisujący konstrukcję idealnego manekina. Pracował nad nim całe życie, w tajemnicy nawet przed matką. Czytaliśmy jego dzieło z zapartym tchem. Znajdowały się tam dokładne obliczenia, składniki i algorytmy niezbędne do stworzenia nadmanekina. Ogrom pracy ojca był oszałamiający. Precyzja obliczeń niezrównana. Piękno nadmanekina zniewalające. Natrafiliśmy też na adres zakładu, w którym pracował. Wbrew obawom wpuszczono nas bez problemu do środka. Wszyscy go znali – okazało się, że piastował stanowisko głównego projektanta manekinów. Był też jedynym wykonawcą swoich, jak ich nazywał, chłopców i dziewczynek. Gdy weszliśmy do magazynu części, oczom naszym ukazał się ojciec. Postarzał się ogromnie, wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Siedział na skrzyni pełnej nosów, greckich i ormiańskich, szczęśliwym wzrokiem demiurga ogarniał stojące korpusy. Konstancja lakierowała paznokcie dziewczętom, które złożył poprzedniego dnia. Dzisiaj składał chłopców, bacznie oglądając ich smukłe ramiona i biodra. Podeszliśmy do niego. Odkręcił nam głowy i ręce, Konstancja z okrucieństwem wyrwała nam penisy i nogi. Widzieliśmy, jak nasze kadłuby padają do kąta pełnego zużytych lub wybrakowanych fragmentów ciał manekinów. Byliśmy egzemplarzami testowymi, wadliwymi, do tego z nieprodukowanej już grupy podmanekinów, z rozbudowaną sferą uczuciowo-emocjonalną. Opuszczając nas myślał, że nędza i sąsiedzi z wieloboku dokonają aktu destrukcji, że nie będzie musiał niszczyć sam swoich nieudanych chłopców, co zawsze jest bolesne, dla każdego ojca. Przeliczył się. Umierając, kątem oka widziałem jeszcze

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Tomaszek
Użytkownik - Tomaszek

O sobie samym: Urodziłem się 1 lipca 1964 roku w Łodzi. Nie wiem kiedy umrę i to mnie troche niepokoi. Ukończyłem geografię (hydrologię) na UŁ. W roku 2000 porzuciłem pracę najemną i zająłem się rzeczami przyjemnymi. Moja matka jest tym przerażona. Aha, te przyjemne rzeczy to filozofia, literatura klasyczna, fotografia, pisanie, ogród. Zapraszam na moją stronę www.sobieraj.art.pl
Ostatnio widziany: 2011-04-18 19:52:25