Opowieści z Hellsound: Noc w gotyckim zamku.2
Do tej pory, bo teraz przysunął ją bliżej siebie, sunąc wargami po jej szyi i ramionach. Dreszcz przemnął jej się wzdłuż kręgosłupa gdy zdjął z niej bluzkę i stanik, i patrząc jej w oczy, położył się razem z nią wzdłuż szerokości łóżka.
-Właściwie, to powinnaś mnie uczyć co mam robić. - powiedział ochrypłym szeptem.
- Czasem nawet ja nie wiem, co powiedzieć.- odpowiedziała tak samo.
Kilkaset lat temu jej prababka, której imię zaczynało się na tą samą literę również pocałunkiem przypieczętowała swój los.
- Czemu się śmiejesz?
- Bo nie wierzę. Mam teraz najpiękniejszy sen, jaki się może przyśnić człowiekowi. Nie śmiej się ze mnie!
Przesunęła się na poduszki, przykryła. Już po chwili Ngetal zrobił to samo i leżała w jego ramionach.
- Jeśli to był twój najpiękniejszy sen, to o czym śnisz zazwyczaj?
- Że umieram. W samotności, opuszczony przez wszystkich. Co noc umieram, a nie potrafię umrzeć.
- o się dzieje, gdy zegar wybija jakąś godzinę?
- Czemu tak myślisz?
- Gdy miałeś gorączkę, to za każdym razem, gdy zegar zaczynał bić na jakąś godzinę krzyczałeś i drżałeś ze strachu.
- Poe... - wyszeptał Ngetal. Widząc jej zdumione spojrzenie, dodał - W jednej noweli taki pisarz, Edgar Allan Poe przekształcił bicie zegara w odgłos zagłady. Musiałem to z tym skojarzyć. A czemu teraz nie tyka?
- Zatrzymałam go. Pokażesz mi kiedyś tą nowelę?
- Kiedy tylko zechcesz... - szepnął zdumiony. Tyle fatygi dla niego...
Leżała chwilę w ciszy, wsłuchując się w bicie jego serca i ledwo wyczuwalnie gładząc dłonią jego ramię.
-Ngetal? - odezwała się w końcu. - Właściwie, jak to było z twoimi rodzicami?
- Zauroczenie. Chęć poznania czegoś innego. Nie wiem, może na początku faktycznie go kochała.
- Twoja matka?
- Yhm. Ale jak zaszła w ciążę, to kazała mu się wynosić. Zrobiło się poważnie, a z założenia moi dziadkowie mieli nigdy się nie dowiedzieć o tym romansie. Podobno gdy go rzuciła, powiesił się.
Shelia zadrżała. Mój Boże, powiesić się z bólu po zranionej miłości. Dla takiej niewdzięcznicy!
- Poczekaj chwilę. Zejdę na dół i powiem im wszystkim, że źle się czuję i mają mnie przez jakiś czas zostawić w spokoju.
- Wracaj szybko.
Schodząc po schodach miała wrażenie, jakby nogi miała z ołowiu. W jaki sposób opowiedzieć o tym co się stało przyjaciołom, tak by złagodzić ich reakcję i nie czuć tego uścisku w piersiach?
- Zaciągnęłaś „świętego Ngetala do łóżka? - zdziwił się Winston. - Jesteś genialna! Niesamowita!
- Shelia, a powiedz, co on ma w spodniach. Bo krążą legendy, że drewniany kołek. -zainteresowała się Phoebe.
- Prawda. - (czuła, że robi jej się niedobrze) - Drewniany kołek. Muszę iść, bo zacznie coś podejrzewać.
Zamknęła za sobą drzwi. Ta głupia zabawa! Teraz musiała to ciągnąć, dla ukrycia przed Winstonem prawdziwych uczuć. On zawsze wyczuwał kłamstwo, a wtedy byłoby źle, nie tylko z nią, ale szczególnie - z jej kochankiem. „Jeszcze tylko trochę Shelia" uspokajała się. „Ngetal nie pozwoli ci wyjść za tego potwora."
Po raz pierwszy od kilkunastu dziesiątek lat w kominku w bibliotece płonął prawdziwy, wielki ogień. Książęta herbu Marmurowy Jesion nie szczycili się zbytnim pociągiem do książek. Potulnie więc stały, patrząc jak mijały kolejne pokolenia i pokrywając się coraz grubszą warstwą kurzu. Ironią losu stały się najcenniejszym skarbem i schronieniem dla najmniej wartego członka rodziny, nawet nie należącego do rodu.
I oto właśnie teraz ciepło coraz bardziej dosięgało zziębniętych i wilgotnych kart. Najpierw ogrzało książki z półek położonych najbliżej czytelni. Lecz powoli wyciągało macki także w kierunku tych z bardziej odległych korytarzy.
Shelia siedziała skulona w jednym z dwóch foteli, które wymościli futrami. Dziwiła się, czemu gdy bywała tu wcześniej nie zwróciła uwagi na zaniedbane piękno biblioteki. Pięknie rzeźbiony, choć sczerniały ze starości i miejscami napuchły z nadmiaru wilgoci stół, musiał kiedyś harmonizować z porysowaną podłogą i z resztkami starego biurka. Obramowanie kominka również było wspaniałe - przedstawiało maleńkie leśne duszki o skrzydełkach jak u ważek w otoczeniu lilii i pnących kłącz o jakichś niezidentyfikowanych kwiatach. Srebrne świeczniki sczerniały, otoczone ciasnym płaszczem pajęczyn. W górze wisiał stary złoty kandelabr, pochodzący prawdopodobnie z najwcześniejszego baroku, wyglądał bowiem na tę epokę lecz pozbawiony był nadmiernego przepychu, charakterystycznego dla późniejszego. Wykonany był tak, by po zapaleniu świeczek wyglądały one jak płomyki ukryte w gąszczu winogron i poszukiwane przez drozdy, chochliki i amorki.