Opowieści podróżnika. Śmierć z powietrza.
- Weźcie mojego konia do waszego obozu, z powodu tej rany będzie mi tylko przeszkadzał.
- Dobrze. - Osiłek gwizdną na Bradena i znikną razem z nim za drzewami.
Ja w tym czasie skryłem się w pobliskich krzakach i siedziałem tam kilka godzin starając się ignorować robactwo chodzące mi po nogach. Moje oczekiwanie przerwała niecodzienna grupka podróżników nadchodząca ze ścieżki. Słynna kompania Braci Selt Adamlar. Byli to moi znajomi Kalin, Kirimizi oraz Ince, albo po prostu Gruby, Rudy i Chudy. Pierwszy z nich, w wyniku klątwy rzuconej na niego lata temu, był wyjątkowo niski nawet jak na krasnoluda. Miał tylko metr wzrostu. W dodatku był na tyle otyły że wyglądał niemal jak piłka. Jego gęsta, brązowa broda, nieczesana nigdy, opadała na ciemnoszarą kolczugę którą jakimś cudem na siebie założył. Miał na sobie również czerwone skórzane spodnie z dużym, ozdobnym pasem spiętym dużą złotą klamrą. Na plecach nosił kuszę, którą z powodzeniem mógłby obsługiwać dorosły człowiek. Obok niego szedł Rudy. Był on wyższy o pół metra od Kalina. Był on również dosyć umięśniony, słyną z tego że nigdy nie nosił żadnego pancerza, ale nie to było jego dumą. Jego największą dumą była jego gęsta i zadbana broda zapleciona w warkocz w wiadomym kolorze. Miał on na sobie przewiewną, płócienną koszulkę, kiedyś w kolorze białym, ale wskutek wędrówki po lesie i jego braku higieny dało się na niej wyróżnić niemal każdy kolor świata. Jego spodnie podzieliły ten sam los, ale z racji tego że były one czarne, nie było tego widać z daleka. Jego bronią była zabójcza buława z hartowanej stali. Ostatni z nich, Ince, był kiedyś chorobliwie chudy, ale dziś normalnej postury. Miał on metr czterdzieści trzy wzrostu. Jako jeden z nielicznych krasnali, miał krótką brodę w kolorze brązowym. Jako jedyny był porządnie ubrany, miał ładną, nową, srebrną kolczugę oraz zadbane, ciemnobrązowe spodnie. Dzierżył on w rękach ciężki, dwuręczny topór z licznymi runicznymi zdobieniami. Z twarzy byli oni niemal identyczni, pomijając ich brody oraz brzydką bliznę na policzku której Rudy nabawił się kiedyś podczas bijatyki w karczmie. Mieli okrągłe twarze, z głęboko osadzonymi, bursztynowymi oczyma. Sprawiali wrażenie wiecznie roześmianych, a w towarzystwie zawsze opowiadali niewybredne żarty. Wyszedłem z krzaków żeby ich uciszyć zanim przepłoszą mi gryfa. Kiedy Gruby mnie zobaczył, zaraz zawołał.
- Kogo ja widzę? Evan, od kiedy zbierasz jagody w lasach?
- Od kiedy usiłuję złapać gryfa który się tu zalągł.
- To fantastycznie, widzisz my też usiłujemy go złapać. - Odezwał się Rudy.
- Robiąc tyle hałasu, złapiecie co najwyżej głuchego osobnika, pod warunkiem że nie wywęszy Rudego. - Gruby i Chudy zaśmiali się głośno.
- Bardzo zabawne, powiedz mi chłopcze...
- Nie jestem chłopcem.
- Mamy po pięćdziesiąt lat, dla nas jesteś chłopcem. Ustaliłeś coś na temat naszego gryfa?
- Tak, to samica, dwanaście lat, buroskrzydła.
- Niezbyt dużo nam to mówi. - Ton głosu Grubego był niezadowolony.
- Mogłem jedynie zajrzeć do gniazda.
- Zaraz będziesz mógł przyjrzeć jej się bliżej.
- Jak to. - Zapytałem z lekkim przerażeniem w głosie. Miałem nadzieję że to nie był ich kolejny głupi pomysł.
- Postanowiliśmy zwabić go tutaj, dlatego tak hałasowaliśmy, powinien być tu za jakieś pię...
Wtem rozległ się rozdzierający powietrze pisk, a następnie gryf wyleciał zza chmur i w ułamku chwili był na ziemi niemal miażdżąc Grubego. Uratowało go tylko to że odskoczył do tyłu przy okazji przewracając się. Jego kusza niestety nie ocalała. Wielka, opierzona bestia o wysokości dwóch metrów i długości kolejnych trzech, wykonała kilka powolnych kroków na swoich czterech grubych łapach zakończonych zakrzywionymi pazurami koloru matowego złota. Jak to u gryfów bywa, przednia para nóg była wyraźnie większa od tylnej. Rozłożyła swoje skrzydła, dzięki czemu sprawiała wrażenie jeszcze większej. Każde z nich było na tyle duże, żeby mógł się na nim położyć niewysoki człowiek. Wyglądała na dosyć ciężką, ważyła no oko około dwóch i pół tony, podczas gdy średnia waga gryfa to "zaledwie" dwie tony. Białka jej oczu były właściwie niewidoczne, uwagę za to zwracały zielono złota tęczówka oraz idealnie okrągła, duża źrenica. Uciekliśmy do lasu nie chcąc walczyć z nią na otwartym terenie.