Opowieść-Rozdział ósmy
Rozdział ósmy
Po błękitnym oceanie dostojnie płyną śnieżnobiałe okręty o finezyjnych żaglach. Przez soczyście szmaragdową usłaną czerwono-złocistymi płatkami róż ścieżką pośród dźwięków marsza Mendelsona w powłóczystej, białej jak śnieżynki sukni rozpromieniona jak słoneczko idzie panna młoda. Przy ozdobionym kwiatami ołtarzu w blasku świec stoi pan młody w szykownym garniturze. Dziewczyna ze szczęściem na dłoni idzie ku niemu lecz droga wydłuża się. Staje się coraz dłuższa i dłuższa. Ukochany oddala się. Dziewczę biegnie! Wyciąga rękę by chwycić dłoń narzeczonego! Upada! Ubrudzona ziemią widzi jak miłość jej życia-znika. Wszystko ,pokrywa się krwią.
Zlana potem Aileen budzi się z krzykiem! Jej oddech jest szybki a ciało dygocze! Serce bije tak jakby zaraz miało wyskoczyć z młodej piersi! Rozgląda się po ciemnym pokoju. Upewniwszy się gdzie jest drżącą ręką bierze komórkę. Z niepokojem wystukuje numer do Justina. Ze strachem oczekuje na połączenie. Wydaje jej się że zwariuje. W końcu jest! Słyszy tak miły sercu głos:
-Aileen? To ty?
-Tak.
-Czemu dzwonisz w środku nocy?
-Chciałam cię usłyszeć.
-Coś się stało?
-Nie, nic.
-Na pewno?
-Wszystko w porządku.
-Masz dziwny głos.
-Nic się nie stało. Porozmawiamy rano.
-Dobrze. Przestraszyłaś mnie.
-Nie chciałam. Przepraszam.
-Nie masz za co. Śpij dobrze.
-Wzajemnie. Dobranoc.
-Dobranoc.
„To tylko zły sen-pomyślała rozłączając się. Nic złego się nie stało i nie stanie. Wkrótce magiczny dzień w moim życiu. Spełnienie najpiękniejszego marzenia. Nic tego nie zmieni. Nikt nie odbierze mi szczęścia-naszego szczęścia. Jesteśmy i na zawsze pozostaniemy razem”- tak jakby próbowała przekonać samą siebie, uspokoić nerwy.
Kładąc głowę na poduszce:
„To był jedynie sen, nigdy się nie spełni. Nigdy.”
Choć chciała o nim jak najszybciej zapomnieć nie mogła, nie potrafiła. Wciąż głębiły jej się myśli:
Czemu mi się to przyśniło? Co to oznacza? Czy to zapowiedź przyszłych wydarzeń? Stracę Justina? Jego miłość? Nie! To nie możliwe! Tak się nie stanie! A jeśli koszmar się spełni? Boże co bym wtedy zrobiła? Jak wyglądałoby moje życie. Czym by było? Panie Jezu spraw by nie stało się nic złego. Proszę nie odbieraj mi miłości mego życia. Bardzo... proszę...
Zdenerwowanie i zmęczenie spowodowało że pełna obaw i leku Aileen zasnęła.
Na Steingasse pojawiła się zakapturzona, ubrana na czarno postać. W strugach deszczu szła opustoszałą ulicą, zmierzając do znajdującego się na jej końcu domu. Było w niej coś niepokojącego jakby czarny anioł stąpił na ziemię. Spod kaptura złowrogi błysk czarnych oczu budził strach. Zatrzymawszy się przy okazałej willi zamknęła za sobą furtkę. Przeszedłszy przez spowity mrokiem ogród znalazła przy drzwiach wejściowych. Otworzywszy je weszła do uśpionego domu. Sprawdziwszy parter, bezszelestnie w ciemnościach skierowała się na pierwsze piętro. Niczym zjawa weszła do jednego z pokoi. Złowieszcze spojrzenie spoczęło na błogo śpiącym młodzieńcu. Nie wiedzącym że każdy jej krok przybliża go do białej damy. Zakapturzone widmo stanęło przy łóżku. W ręku niepokojąco zamienił się pistolet z tłumikiem. Satynowa pościel pokryła się krwią z serca mężczyzny.