Monsieur Triveaux i jego utarczki z muchą
Tysiąc czystych kartek. Białych jak sufit, pod którym wegetuję. Pustych jak moja egzystencja. Tysiąc kartek do kontemplacji po każdym zdaniu, żeby przełożyć prędkość czasu w tej sali na język literacki. Przysyłają mi tu jednego gówniarza za drugim, jakby mi to miało ulżyć, humaniści pieprzeni. A ten ze słowiańskim akcentem jeszcze umieszcza mnie w swych notatkach. Jebany wolontariusz. Jak tak dobrze toleruje ekstremalia, to po co się tym chwali? Co to za plamka? Pewnie wstrętna mucha. Bezbronny wobec nieszkodliwego w normalnych warunkach owada. Bezradny wobec sześciu odnóg osiągających w zetknięciu z imitacją skóry wagę kilku ton bólu.
- Może wlecieć mi do nosa, do oka, do ucha, może złapać mnie za jaja albo wślizgnąć mi się do tyłka. Ale niestety nie może mnie zabić. Jestem nieśmiertelny. A ona nietykalna. Uzupełniamy się. Jestem tu taki bezpieczny. Wiesz jak to jest, gdy śni ci się, że umierasz, prawda? Uciekasz i nie możesz zrobić kroku, wołasz ale brak ci głosu, spadasz, by bezpiecznie wylądować w łóżku, co najwyżej obok. Każdy to zna. Ja mam jeszcze tak, że jak we śnie umieram, to staram się to ukryć, jak bym się wstydził, obawiał, co pomyślą moi bliscy czy zwykli przechodnie, nie chcę wtedy na sobie niczyjego wzroku. Boję się kpin albo litości. To cała tajemnica pana Triveaux. Nie brzydzisz się, jak na mnie patrzysz? Fizycznie oczywiście, bo etyczne obrzydzenie wobec kogoś, kto chce sobie odebrać życie i jeszcze potrzebuje do tego pomocy jest chyba oczywiste dla człowieka w misją. Prawda?
- Płacą mi. Zawsze starałem się po prostu być miłym. Żadnych filozofii, których oni nie potrzebowali. Tak samo zresztą jak uprzejmości. Ale tolerowali mnie właśnie przez wymuszony na nich obowiązek grzeczności, która była dla nich ostatnią namiastką godności.
– Więc chcesz uprzejmie poprosić mnie o rezygnację z prawa do mojej godności, do godnej śmierci? Jestem niegrzeczną rośliną. Ale nie bój się. Nie będzie przykrych, kłamanych w afekcie monologów rozkładającej się okazji do litości, cierpliwości, wolontariatu ...albo zarobku.
– Już myślałem, że zaczął pan grać w wybranych i wtajemniczonych, jak w filmach, gdzie tylko główny bohater może przekonać do efektownego zakończenia równorzędnego przeciwnika, wyrafinowanego jak on gracza, który tylko z nim zagra czysto, bo darzą się zrozumieniem i zaufaniem. Co ze mnie za gracz? To pan tu leży, a ja mam dotrzymać panu towarzystwa, nie płacą mi za opowiadanie się za lub przeciw, bo na szczęście nie jestem w pańskim położeniu i nie mam pojęcia jak ja bym się zachował na miejscu pana albo pańskiej rodziny. Myśli pan o nich spiesząc się do kostnicy?
– Egoista, prawda?
- Psycholog, a jeszcze lepiej psychiatra opatrzyłby każde z naszych zdań łacińskojęzyczną diagnozą, ja nie zamierzam brać się za ich robotę – jak w telenoweli.
– Tacy są, gdy tu przychodzą, jak z telenoweli, z rumieńcem na bredzących górnolotnie twarzach bez wyrazu. Moja rodzina, która przedłuża to, męcząc i siebie i mnie, żeby mieć czyste sumienie.
– To żałosne.
– Więc pora to skończyć. Nie mam racji? Nie mogą na mnie patrzeć. Tak ich zbajerowałem, że już wmówili sobie, że to przyniesie mi ulgę i czekają tylko na orzeczenie sądu. Nie wiem tylko jak się zachowają w ostatniej chwili. Wybacz, ale grzeczność trochę mnie kosztuje. Nie mogę zbyt długo szeptać. A ty, wytrzymujesz, chłopcze do towarzystwa? Może pójdziesz na papierosa? Możesz mnie zostawić bez obaw, że coś sobie zrobię.
– Taki jesteś twardy? Myślisz, że mnie zniechęcisz do tego stopnia, że cię zabiję? Jeszcze jakieś cytaty z poradnika dla zgorzkniałych dziadów? Widziałem nie takie rzeczy, zresztą to ty nie możesz się doczekać, aż pęknę, w końcu ciebie boli.
– Ty widziałeś, a ja to czuję, jak sam zauważyłeś, więc trochę szacunku, aktorze przemilczający demonstracyjnie jakąś traumę z przeszłości, żeby zamknąć mi nią usta, gdy zechcesz wprowadzić nowe motywacje właściwe tylko najwytrawniejszym graczom. Filmowy bohater „z przeszłością” albo „bez niej” uważający, że może przez to być ponad rzeczywistością, tak? Co cię gryzie? O czym jeszcze potrafisz powiedzieć bez mrugnięcia okiem, z zimną krwią zapobiegającą drżeniu głosu i rumieńcom, co? Masz małego fiutka? Widziałeś jak to robią twoi starzy? Stwierdzisz cynicznie, że nie wyjdziesz, żeby nie przepadła ci dniówka?