OKRUCHY PAMIĘCI (częśćI)
Czy, aby tak tam jest i teraz?
Krzysztof Kamil Baczyński uchwycił rys zasadniczy:
„ Mazowsze. Piasek, Wisła i las.
Mazowsze moje. Płasko, daleko-
pod potokami szumiących gwiazd,
pod sosen rzeką.”
Piasek, Wisła, las, płasko, daleko = Mazowsze. I właśnie tam , na trasie Warszawa-Olsztyn, na północnym krańcu Mazowsza, nad dawną granicą z Prusami Wschodnimi leży moja rodzinna miejscowość - Chorzele. Do tej pory zachował się budynek polskiej straży granicznej. Strażnica niemiecka, wyglądająca jak bunkier, została, krótko po wojnie , rozebrana przez ludzi z Chorzel. Z cegły pobudowano nowe domy. I dobrze .Chorzele – małe miasteczko nad Orzycem, prawa miejskie uzyskało już w1542, by za udział w powstaniu styczniowym utracić je w 1869.Odzyskało je ponownie w wolnej Polsce w 1919 roku.
Legenda łączy nazwę miasta z chorobą królowej Bony, która , będąc na polowaniu, zachorzała”. Trakt, którym jechała, nazwano królewskim, stąd również rodowód nazwy mojej ulicy – Królewska.
O tym, że władcy Mazowsza jeździli tu na polowanie, mówi również H. Sienkiewiczw „ Krzyżakach”(polowanie na tura ). Wśród starych opowieści znajduje się i ta, która mówi o pozostałościach dworu myśliwskiego w rozlewiskach Orzyca, na tak zwanym „wysokim gruncie”. Nie byłam tam, ale opowiadała mi mama, że rosną tam kwiaty, ręką ludzką sadzone, dziś już zdziczałe, że znajdowano jakieś pnie z drewnianych fundamentów.
Tyle legenda! A jak w każdej - jakieś ziarenko prawdy tkwić może. Nie ma już tych ogromnych lasów, o których opowiadała mi babcia Langowska. W czasach jej młodości wilki pod domy podchodziły, a prawie cała droga do Przasnysza wiodła przez lasy.
Chorzele leżą na styku z Kurpiami i Puszczą Kurpiowską. Niedaleko jest do Myszyńca. Do chorzelskiego kościoła przychodziły, nawet długo po wojnie, w niedziele i święta - pięknie ubrane Kurpianki.
Miały z ręcznie tkanego, mieniącego się dwoma kolorami ( czerwień + czerń, czerń + fiolet, czerń + zieleń, czerń + błękit ) – materiału ( cieniutkiej wełny ) układane spódnice, wykończone u dołu czarnymi aksamitnymi tasiemkami, bogato haftowane białe bluzki i kolorowe serdaki oraz sznury naturalnych korali lub bursztynów. Starsze panie nosiły różnokolorowe z cieniutkiej wełny chusty, najczęściej zdobione motywami róż. Młode miały na głowach „czółka” – wysoki, sztywny, obszyty materiałem pas, górą zwężający się i zaokrąglony, zawiązany z tyłu głowy, z lewej strony pięknie zdobiony kwiatami. W takim „czółku” szła też do ślubu panna młoda.
Kurpianki robiły oryginalne pająki ze słomek, kwiaty z piór i wiórów stolarskich, tkały chodniki ze skrawków materiału. Same były ozdobą procesji w święta kościelne.
W moich wspomnieniach, Chorzele, jawią się jako schludne miasteczko, gdzie w każdą sobotę zamiatano ulice i podwórza, wyrywano porastającą bruk trawę, a na każde „Zielone Świątki” przynoszono znad rzeki tatarak, wstawiano go do wody, a pociętym posypywano podwórka, zaś na „Boże Ciało” trasę procesji wysadzano brzózkami. Ołtarze stały: na ulicy Ogrodowej, na Rynku przy kamienicy p. Jaworskich i po drugiej jego stronie, - czwarty na Rudzie.