Odbicie od dna
Rozejrzał się ponownie po celi. Ściany były pełne różnorodnych rysunków, bazgrołów, napisów. Jeden od razu zwrócił jego uwagę. Na środku ściany, na wysokości jego oczu wyryta była data z dopiskiem JESTEM NIEWINNY. Spojrzał na kalendarz wiszący nad pryczą. Poczuł jak chłód przenika mu ciało. To było dziś. Usłyszał głosy dobiegające z korytarza. Bał się odwrócić, kiedy zatrzymały się przed jego celą. Powoli przekręcił głowę. Zobaczył strażnika, który był tu przed chwilą. Stał z kolegą. Obok nich stał starszy mężczyzna w garniturze. Wyglądał jak szef. To chyba naczelnik.
- Czemu nic nie pamiętam? Dlaczego? - Zadawał sobie to pytanie, spoglądając w oczy księdza, który był w ich towarzystwie.
- Jezu, co tu się dzieje?
- Niestety pańska apelacja została odrzucona - powiedział gość w garniturze.
- Apelacja? Boże!
Nagle zobaczył. Ujrzał błysk. Zobaczył jej ciało całe we krwi leżące w ciemności na ulicy. Spostrzegł zarys sylwetki znikającej za rogiem. Dotknął ręką czegoś metalowego, gdy pochylał się nad nią. Przypomniał sobie syreny, światła, ludzi zakuwających go w kajdanki. Był idealny do tej roli. Napisali za niego scenariusz a on nie miał już nic do powiedzenia. Nie chciał umierać, ale tutaj nie było życia. Podszedł do krat. Padł na kolana i z bezsilnością spojrzał na księdza. Łamiącym głosem wyszeptał:
,, Wybacz im Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią...”