NIEBEZPIECZEŃSTWA ŻYCIA (2)
Przebiegając przez zagłębienie terenu brat zdecydował: „połóż się na ziemi, pokryję cię liściami, może człowiek nie zauważy cię, ja będę biegł dalej, w ten sposób odciągnę go od ciebie”. Zamysł byłby skuteczny gdyby nie miał słabej strony. Dołek znajdował się dokładnie na linii pościgu. Paweł uciekł, ja pozostałem niedbale obsypany ściółką. Podstęp nie powiódł się. Człowiek zauważył mnie nawet gdyby był półślepy. Dopadł mnie. Ciężką miał rękę i nie żałował jej pomimo mojej oczywistej niepełnoletności. Całą złość wyładował na mnie.
Zapłakany z bólu i zawodu nieskutecznością pomysłu brata wróciłem do domu. Długo i boleśnie pamiętałem nasze kowbojskie zamiary, chociaż ja byłem najmniej winny.
PS. Szaloną czasem inicjatywę brat mój przejawiał w późniejszych latach także. Może nie wielu czytelników pamięta zdarzenie wywiezienia z terenu zakładu (jedna z pięciu tkackich fabryk spółdzielni inwalidów) na taczkach „teczkowego” dyrektora w Łodzi. To było, w tamtym czasie mocy Solidarności, radosną i kojącą tendencje narodu inicjatywą mojego brata, działacza. Również był współinicjatorem budowy szpitala Matki Polki(?) w Łodzi, gdy trzeba był wykorzystać pieniądze napływające z zagranicy by zapobiec malwersacji ich przez mafie polityczne. (cdn)