Nie wszyscy lubią ślicznotki
- No dalej, strzelajcie! – zawył nagle Klepacz.
Jego ręka chwiała się wyraźnie, niemniej broń trzymał prawidłowo, zdecydowanie nie po raz pierwszy.
- Panie Klepacz, nikt nie musi strzelać. Proszę odłożyć broń! – powiedziałem.
- Tchórzycie?! Strzelajcie, gnojki! Czekam! – powtarzał bez opamiętania.
Jego intencje stały się jasne, ryzyko – monstrualne.
Spoglądaliśmy na siebie ukradkiem raz za razem, usiłując nie spuścić z oka ręki Klepacza. Myślałem o jego synku. Kalkulowałem, czy nie strzelić mu w nogę, czy nie wypali, czy nikt nie będzie zagrożony rykoszetem, on zaś dalej repetował ogniście:
- Strzelajcie, kurwa! Inaczej ja was pozabijam!
Sekundę potem czerwone drzwi po schodkach otworzyły się i stanęła w nich drobna, czarnowłosa kobieta. Klepacz, ledwie ją zobaczywszy, żachnął się, skierował lufę w jej kierunku, przeraźliwie wołając:
- Jeśli nie strzelicie, ona…
Strzał.
Na zielonym podwórku, tuż przed swoim garażem leżał krwawiący z piersi mężczyzna. Prawdopodobnie seryjny morderca, a przynajmniej ktoś, kto nad wyraz gorliwie prosił o ostatnie pośrednictwo. Ryk kobiety całkiem nie pasował do jazgotu przelatujących nad nami kaczek. Nikt nie pytał, kto strzelił. Starczyło, że całe ramię mi drżało i dyszałem głośniej i ciężej od reszty. Żona Klepacza uklęknęła przy ciele. Pogłaskała ciepło blady policzek, który opuszczało wszelkie życie. Patrzyła przy tym w jego hebanowe koraliki, jakby szukając gwiazd. Tymczasem spokój. Żadnego ruchu.
Wdzierający się przez cumulusy promień słońca dał połysk leżącej nieopodal broni. Schyliłem się po nią i musiałem zagryźć wargi, by nie pisnąć z wściekłości. Był to pistolet-zabawka. Imitacja osiemdziesiątki ósemki, należąca bez pudła do synka Klepacza. Chłopca, który dopiero co został półsierotą. Chłopca, któremu pewnego dnia ktoś będzie musiał solennie wyjaśnić, dlaczego tatuś tak bardzo nie lubił ‘ślicznotek’.