Myśliwy i niedźwiedź

Autor: Wichrzyciel
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

potrąciła nieznaczną linkę z zawiązaną na niej, czerwoną wstążką.
Rozległ się głośny trzask, szum rozrzucanej ziemi, kory i listowia, a później głuchy łomot ciężkiej beli, padającej na zwierzę i przybijającej je do wyłaniającej się błyskawicznie spod ziemi, obszernej, mierzącej kilka metrów w średnicy, kwadratowej kraty, naszpikowanej żelaznymi, kilkucalowymi kolcami, które wbiły się w łapy i tułów zaskoczonej niedźwiedzicy.
Znowu zaryczała, lecz w tym długim ryku – prawie wyciu - tym razem słychać było słabnące siły, wyrzut, zdziwienie i niezrozumienie. Krata zawieszona na sznurze, podniosła się wraz ze zwierzęciem prawie metr ponad ziemię, a kiedy to jeszcze targnęło, chcąc wybrnąć z morderczej pułapki – lina się zerwała i z łoskotem upadła, śmiertelnie dobijając do kolców swoją zdobycz. Ta jeszcze stęknęła w agonii, wydała z siebie głęboki pomruk i w końcu spuściwszy łeb, zmarła w spokojnym bezruchu.
Myśliwy stał, oparty o drzewo kilka metrów dalej, dysząc ciężko. Gdy chmura pyłu owionęła martwe zwierzę, opuścił nisko głowę, wydając przeciągłe westchnienie. Zbliżył się chwiejnym krokiem do niedźwiedzicy. Z dołu skóra musiała być zmasakrowana doszczętnie, lecz z góry tylko jeden kolec, krwawo wyłaniał się z szyi.
- Wspaniała….wspaniały okaz…
Mruknął, przyglądając się tłustemu trofeum w ponurej zadumie, z której dopiero wyrwał go głośny szelest, jęk i widok brunatnej kulki, która ni stąd, ni zowąd znalazła się przy jego nodze i niezupełnie będąc jeszcze świadomą tego, co zaszło, rzuciła się z pyszczkiem na łydkę niedobrego człowieka, targając ją zawzięcie ząbkami i jeszcze próbując dopomóc sobie okrągłymi łapkami, które raz z jednej, raz drugiej strony uderzały o kolano myśliwego. Ale kiedy ten, nie mogąc oderwać od siebie małego dłońmi, poruszył gwałtownie nogą, uwalniając się od beznadziejnego uścisku, po czym zaraz odskoczył metr do tyłu i pochylił tak, jakby miał się rzucić na niedźwiadka, ten, przerażony, zawył tchórzliwie i odbiegł, znowu potrząsając niesfornym kuperkiem, do leżącej nieopodal opiekunki.
- Przepraszam mały…wybacz…Musiałem.
Mruknął, lecz przygryzł wargę widząc, że mały już nie przejmuje się wielkim, niedobrym człowiekiem, a desperacko targa za uszy swoją rodzicielkę, próbując ją zmusić do powstania i dalszej walki, do jego obrony, do opieki, do łaskotania nosem po brzuchu do….do jakiejkolwiek oznaki tego, że jest tu przy nim. Już nie zwracał uwagi na mężczyznę, który obchodził ich dookoła, rozlewając na ziemi krąg różowego płynu o dziwacznym, metalicznym zapachu, który na kilka godzin miał zapewnić jemu azyl od drapieżników, a niedźwiedzicy – ochronę przed dzikimi zwierzętami, łasymi na jej tłuste mięso.
Białowłosy odszedł, rozcierając rękawem krew, z płytkiej szczęśliwie rany powyżej nosa i czując nieznośne pieczenie na plecach – gdzie nie miał pojęcia, że znajdują się trzy, skośne, długie bruzdy, przecinające jego kożuch, kamizelkę i koszulę, aż do żywego mięsa, od żeber do pośladków.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Wichrzyciel
Użytkownik - Wichrzyciel

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-03-06 21:09:21