Mroczny stróż- Rozdział 7
Klara długo nie mogła zasnąć. Myślała o wizycie w bibliotece. Dowiedziała się tylu nowych rzeczy, których wciąż nie mogła przyswoić. W jej głowie roiło się od myśli. Wreszcie wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Więc nie jest córką tej wiejskiej pary, która ją wychowała. To dlatego była traktowana lepiej niż reszta. Zawsze przecież dostawała największe i najlepsze porcje podczas posiłków, pracowała najkrócej i najmniej intensywnie. Raz w miesiącu przyjeżdżał powóz z jedzeniem i przyborami do pielęgnacji,a czasami przywoził nawet nowe sukienki, które były noszone przez dziewczynę tylko w święta. Bała się je zakładać, żeby nie zniszczyć pięknych i z pewnością drogich materiałów. Teraz wszystko było dla niej jasne. To on, książę Luca Saldi Calvascari, tak o nią dbał i to z polecenia Vlada III Tepes'a, który nie powinien żyć już od kilkuset lat.
- Mój Boże! Zlituj się nad mą potępioną duszą. Jestem otoczona stadem wampirów, tych przeklętych kreatur, które wygnałeś z Nieba. Co gorsze, należę do nich i pewnie niedługo też się stanę posłanniczką Szatana... Muszę stąd uciec i to jak najszybciej. Muszę się ratować, aby Bramy Niebieskie nie zamknęły się przede mną na wieki.
Chodząc nerwowo po pokoju, Klara obmyślała plan ucieczki. Jej pokój był na pierwszym piętrze. Mogła więc wyjść z budynku przez balkon. Dziewczyna bez zastanowienia zdjęła z łoża prześcieradło i zrzuciła z balkonu przywiązawszy wcześniej końcówkę do balustrady. Wystarczyło tylko zsunąć się po materiale i uciekać ile sił w nogach. Być może uda jej się nawet ukraść konia.
Ominięcie kilku strażników i stajennych bez zwrócenia na siebie uwagi nie było takie trudne. Klara zakradła się do wielkiej stajni, która mogła pomieścić 50 koni. Na razie znajdowało się tam jedynie 10 rumaków czystej krwi. Podobno były to najlepsze konie na Wołoszczyźnie. Prócz nich było pusto, żadnej żywej duszy w zasięgu wzroku. Ośmieliło to Klarę, która złapała jedno z siodeł i podeszła do pięknej czarnej klaczy. Nad wejściem do jej boksu wisiała tabliczka z napisem Lilith.
- Mam nadzieję, że jesteś mniej demoniczna niż twoje imię- pomyślała dziewczyna i otworzyła drzwiczki.
Koń był bardzo spokojny. Usłyszawszy Klarę, podniósł głowę i spojrzał badawczo, zaczął wąchać wyciągniętą doń rękę, która zaczęła go głaskać.
- Muszę cię zabrać- powiedziała spokojnie lecz z nutą lęku w głosie Klara.- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
Dziewczyna założyła klaczy siodło i wyprowadziła ją z boksu. Teraz trzeba było tylko wymknąć się niespostrzeżenie i uciekać. Przy wejściu do stajni wisiała czarna peleryna z kapturem, którą chwilę później Klara zarzuciła na siebie.
- Jest ciemno, więc może w czarnym stroju nikt mnie nie zauważy- pomyślała i wsiadła na konia.
Udało im się wymknąć ze stajni i przejść przez podwórze bez większych problemów. Brama była otwarta. Pozostało jeszcze kilka metrów do wyjścia.
Dwóch strażników skończyło właśnie wartę. Wracali do swych pokoi przyjaźnie gawędząc. Nagle usłyszeli stukanie kopyt na podwórzu. Postanowili to sprawdzić. Czarna zakapturzona postać dosiadająca Lilith kierowała się ku bramie.
- Panienko Elisabetho, gdzie to się panienka o tej porze wybiera?- spytał jeden z nich.
Jeździec odwrócił się. Strażnicy zdążyli zobaczyć przestraszoną dziewczęcą minę i koń pogalopował drogą.
- To nie była Panienka! Trzeba powiadomić Pana.
Klara nie pozwoliła odpocząć klaczy przez najbliższą godzinę. Pędziły na złamanie karku. W końcu zwolniły, dając Lilith odrobinę odpocząć.
- Książę już z pewnością zaczął mnie ścigać- powiedziała do siebie, po czym dodała- Wybacz, koniku, ale dziś się nie zatrzymamy nawet na chwilę. Nie ma czasu muszę się jak najszybciej dostać do domu i zobaczyć z rodzi