Morderstwo
Przechadzała się po łące, spowitej jasnymi promieniami popołudniowego słońca. Pośród fal pożółkłych traw znalazła kwiat nazywany szczęściem. Pomiędzy jego płatkami błyszczały jaskrawe uśmiechy rozbawionego wiatru. Zapragnęła mieć ten kwiat na własnosć, tylko dla siebie, by już nikt nie mógł jej go odebrać. Oblekła wzrokiem każdy najmniejszy zakamarek łąki. Nikogo nie było, nikt nie zauważy, że wykradła najcenniejszy dar. Zerwała więc kwiat i wpięła w swoje włosy. Biło od niego niezwykłe światło, takie jak gdyby wróżka wlała w niego kilka kropel promieni slońca. Położyła się na gorącej, miękkiej trawie, która łaskotała delikatnie wgięcia jej ciała. W końcu odnalazła szczęście. Patrzyła w niebo, mając przed oczami najpiękniejszy sen zachodzącego lata. Lecz nagle zauważyła zarys skrzydeł i usłyszała ich trzepot. To cień motyla leciał ku niebieskim przestworzom. Kwiat uschnął, dusza szczęścia odleciała na chwiejnych i delikatnych jak gdyby utkanych z mgły marzeń skrzydłach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zabiła szczęście...