"Jak prawie zostałem mężczyzną"
Kolejne upalne lato. Kolejne dwumiesięczne wakacje. Kolejne rozważania corocznych planów, co w tym roku jako „prawieósmoklasista” będę w tak długo oczekiwanym i tak niesamowicie wspaniałym okresie robił. Jakie kartonowe modele statków samodzielnie wykonam, jakie książki przeczytam, jakie podróże odbędę z kumplami i jakie dziwne i przerażające przygody przeżyję. Oczywiście nawet nie dopuszczałem myśli, że moje wyprawy i przygody mogą być mniej barwne i mniej ekscytujące od potyczek dzielnego Apacza Winnetou, które miałem świeżo w pamięci po lekturze powieści Karola Maya.
Nie zapominałem też, że jak przed każdymi wakacjami w planach miałem również romans z jakąś pięknością w moim wieku, o którym to romansie będę opowiadał we wrześniu słuchającym mnie z otwartymi ustami kolegom w klasie. Już widziałem te zasłuchane w moje opowieści gęby Spodka i Maszkarona i moje opowieści kończące się jakoś tak :
- … i już po wszystkim leżeli we trzech na ziemi, a ja byłem sam i miałem tylko w ręce mój kij, wiecie, taki jak mnisi z Klasztoru Szaolin….
albo :
- … taaa całowałem się już z nią kilka razy, ale teraz nie możemy ze sobą chodzić bo ona mieszka w Krakowie i tylko piszemy do siebie listy…
ewentualnie:
- … i ja wtedy na tym Simsonie jak dam gazu ! Tylko się za mną zakurzyło na wiejskiej drodze, a ten wieśniak na Komarku został daleko w tyle …
Nic takiego się nie wydarzyło. Nic absolutnie. Nic z tych rzeczy. Nic.
***
Tak długo oczekiwane wakacje rozpoczęły się jak zwykle. Jak co roku. Jak rok w rok wcześniej.
- Ulgowy do Tryńczy poproszę - powiedziałem do kasjerki stacji PKP starając się nadać swojemu głosowi jak najbardziej chropowaty i męski tembr. Moje starania w tym kierunku niewątpliwie spowodowała obecność dwóch ładnych, znanych z widzenia blondynek, stojących na końcu kolejki, które tak z uwagi na długość tejże, jak i brak innych zajęć, ze źle skrywanym zainteresowaniem zerkały w moją stronę, raz po raz głupkowato się do siebie uśmiechając.
Wyszło jak zwykle. Z moich ust wydobyły się cztery słowa, których dźwięk przypominał połączenie odgłosu otwieranych skrzypiących starych drzwi i porannego piania młodego koguta. Mutacja pomyślałem, szybko się usprawiedliwiając.