Miejsko-wiejskie zakręty losu (cz 4)
Dobre pytanie i zapewne zaraz się tego dowiem. Rozmawiał przez chwilę z Michałem pod drzwiami zaszczycając mnie swoim spojrzeniem kilkakrotnie. Dziewczyny własnie rozmawiały o moim zepsutym samochodzie i braku transportu do domu. Ja byłam zawieszona pomiędzy dwoma światami. Tym męskim i tym żeńskim. Uszami słuchałam kobietek a wzrok był pochłonięty nim.
W końcu zdecydowali się podejśc. Michał zaczął przedstawiać nas sobie, co przecież nie było potrzebne. Gdy nadeszła moja kolej miałam zamiar powiedzieć: "miło m" i udać, że to nasze pierwsze spotkanie. Uprzedził mnie jednak Olaf.
- Ale my się już znamy. Prawda Basiu?
W głowie miałam tylko eee...
- Tak, znamy się.- Uśmiechnełam się jak gdyby nigdy nic.
Wszyscy patrzyli na mnie jakby byli w totalnym szoku. Ale po chwili Agnieszka się odezwała i odkrywczo zakomunikowała:
-No tak, widziałyśmy was razem wtedy w galerii na wystawie Baśki.- puściła mi oko. A ja miałam nadzieje, że nic wiecej nie doda.
-Pytałysmy ją z kim to tak rozmawiała, ale stwierdziła tylko, że był taki tłok i nie pamieta.
Dodała. Myślałam, że ją zaraz zamorduję. No jak mogła mi to zrobić?! Czułam się jak skończona idiotka. A Olaf patrzył na mnie badawczym spojrzeniem. Uśmiechał się, ale wzrok miał taki poważny.
-Poznaliśmy się wcześniej. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy.- Trzy tygodnie wcześniej na mojej wystawie.
To była jego wystawa? O cholera, jak ja mogłam nie posklejać faktów? I to nawet wtedy, gdy już poznałam jego imię!
Widziałam w spojrzeniach dziewczyn, że mają do mnie żal. Ich oczy zdawały się mówić:" Przecież pytałyśmy czy poznałaś autora wystawy?" "I to ma być ta słaba pamięć do twarzy?". No to mam kłopoty.
- O czym to rozmawiacie? -zapytał Michał.
- Tematem jest Basia. A raczej Basiowy zesputy Garbi.
Mała dyskusja na temat mojego starego samochodu, w której wogóle nie musiałam brać udziału. I nie brałam. Aż do momentu, gdy usłyszałam jedno zdanie.
-Chętnie służe pomocą.
Na dźwięk tego głosu otrzeźwiałam i spojrzałam prosto na niego.Wyglądałam na bardzo zdumioną bo dodał:
-Tak się składa, że jadę jutro w tamtym kierunku.
-Nie trzeba. -W myślach dodałam" autonogi, autostop itp". Powiedziałam jednak coś innego.- Są autobusy przecież. Nie chcę robić kłopotu.
-To żaden kłopot.Więc ustalone, jedziemy razem. Bede puknt jedenasta. Psuje?- zapytał pewny, że i tak się zgodzę.
-Tak, pasuję.
Znów goście. Zrobiło się tłoczno, głośno i procentowo. Jak się okazało to dla mnie było to przyjęcie z okazji moich urodzin. Dostałam kwiaty, upominki i mnóstwo życzeń. Sto lat też odśpiewali, chociaż ja i tak jestem pewna, ze tylu nie dożyję.
Miałam okazję się dowiedzieć, że Olaf jest bardzo bliskim przyjacielem Michała. Znają się od bardzo dawna. Można nawet powiedzieć, że łączy ich coś w rodzaju braterstwa. Nie miałam już wiecej okazji porozmawiać z Olafem. Nie sam na sam. Co mnie ucieszyło. Wystarczała mi świadomość, jutrzejszej wspólnej podróży. Spojrzeniami uciekałam w inną stronę. Udawałam zajetą rozmową.
Wychodząc pożegnał się ze mną. Powiedział tylko:
-Wybacz, że osobiście nie wręczyłem ci kwiatów. A i mówiłem, że cię znaję. Dobranoc. -Pocałował mnie w ręke uśmiechając się przy tym co łaskotało moją dłoń a potem wyszedł w ciemną noc.