Martwe serca
Widząc, że dzwoni nieznany numer, odebrała niespiesznie, sądząc że to pewnie pomyłka. Informacja, która do niej dotarła wstrząsnęła jej światem. Przestał się liczyć pies i wszystko inne na świecie. Usłyszała, że jej mąż miał wypadek samochodowy, zapytała przede wszystkim co się stało z dzieckiem.
Nikt nie był chętny udzielenia jej odpowiedzi. Każdy powtarzał, żeby się nie denerwowała, tylko przyjechała do szpitala, gdzie wszystkiego się dowie.
Po zakończeniu rozmowy Magda zadzwoniła po rodziców chłopca, którzy przyjechali niemal natychmiast. Odruchowo schowała zdjęcie do kieszeni swoich spodni. Korzystając z ich propozycji podwiezienia, pozwoliła się zawieźć do szpitala. Odwiedziła najpierw nieprzytomnego męża, następnie przeszła do córki. Kiedy spojrzała za przeszkloną szybę i dziecko leżące w szpitalnej sali, na chwilę opuściły ją siły. Zrozumiała jednak, że musi być silna dla nich obojga. Mężczyzna szybko doszedł do siebie. Miał pociętą przez szybę twarz, wstrząśnienie mózgu i złamaną nogę. Maja, ich kochana córeczka, walczyła o życie przez trzy dni. Czas, który dla dwojga młodych rodziców był wiecznością wybrukowaną nadzieją i strachem przed tym, co przyniosą kolejne dni. Oboje codziennie wznosili modlitwy do wszystkich świętych, jakich byli w stanie sobie przypomnieć. Stan dziecka mimo wszystko się pogarszał a lekarze rozkładali ręce.
Trzeciego dnia dziecko zmarło. To był cios, którego dziewczyna nie potrafiła unieść. Jej niemoc i rozpacz uderzyły z pełnym impetem w Mateusza. Obwiniała go o wszystko, co się wydarzyło. Nienawidziła go. Niedługo później, mężczyzna również pękł i postanowił, że odejdzie. Jeżeli oboje nie mogli sobie wzajemnie pomóc, nie było potrzeby, aby się razem pogrążali. Spakował swoje rzeczy i wyszedł bez pożegnania.
I tak Bóg rozbił cały świat kobiety jak szklaną kulę. Odłamki rzeczywistości wyryły w jej ciele rany, które miały zostać z nią już na zawsze. Rany, które wykrwawiały jej jestestwo i zabierały resztki ludzkości. Została zupełnie sama. Brak sensu istnienia, miłości i potrzeby kochania sprawiły, że dziewczyna postanowiła poszukać córki. Garść tabletek miała stępić ból serca, przepalającego się nienawiścią do życia, a alkohol dodać odwagi na nowej ścieżce życia…
- Kochanie, obiecuję, że będzie dobrze – dochodził do niej szept udręczonego, męskiego głosu. – Obiecuję, tylko nie rób tego więcej. Już nigdy cię nie zostawię…