Margaret
-Nigdy nie nauczę się grać w golfa. - Powiedziała dyszkantem córka sklepikarza i zakryła dłonią kieliszek do wina. - Wolała whisky. Już za to można ją było polubić, a co dopiero za nieustępliwe spojrzenie błękitnych oczu, tak bardzo współgrające z kostiumem.
Konsekwencję można wyrażać na wiele sposobów. Jednym z nich może być elegancja. Tworzy nieprzeniknioną skorupę, która potrafi głęboko ukryć wrażliwe wnętrze. Wiedziała, że ludzie już nie myślą, tylko leniwie czują. Dla niej, niezwykłość polegała na codziennej pracy, w rzuconym na kolana, kiedyś wielkim kraju. Jakby wszędzie była panią domu, gotową na godzinę próby.
Najtrudniejsze były listy do rodzin poległych żołnierzy, kiedy zajęto odległe i pozornie niewiele znaczące wyspy. Jako matka musiała napisać do wielu matek. Przekonać je, że nie zginęli na próżno, że od śmierci ważniejszy był honor. To tak, jakby przekonywać dziecko, że lekarstwo jest gorzkie, ale jeśli go nie weźmie, to wszyscy umrzemy.
Kiedy zbytnio wyrastasz ponad przeciętność, wokół gnieździ się skrywana wrogość. Przegrana jest kwestią czasu, który stale przyspiesza jak piłeczka golfowa lecąca prosto do dołka. Nigdy nie nauczyła się grać w golfa, wolała znów zatańczyć z narzeczonym - Margaret Roberts z perłami na szyi. Niech Bóg da, że kiedyś i w naszym kraju zobaczymy takiego polityka.