Love in the saddle
PROLOG
"Wolę jedno życie z Tobą, niżsamotność przez wszystkie wieczności tego świata"
Powoli zmierzch ustępował świtowi. Początek lata. W ciemnym borze, pewna młoda dziewczyna ukryła się przed światem , by nikt się nie dowiedział o tym , że żyje i jest brzemienna. Gdy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży. Ukryła ten fakt przed własnymi rodzicami , ale postanowiła powiedzieć o tym swojemu chłopakowi. Oboje mieli wtedy po dziewiętnaście lat. Ten gdy tylko usłyszał, że zostanie ojcem- uciekł za granicę. ( Jak później się dowiedziała , że jej ukochany ułożył sobie życie w jednym z miast w Europie.) Dziewczyna przez pierwsze dwa miesiące była załamała się i postanowiła , że ucieknie z domu. Mieszkała w Toronto. Zdecydowała się , że urodzi i sama je wychowała. – Przybyła do Seattle , tutaj czuła się anonimowa. Nikt jej nie znał.
Schronienie znalazła w jaskini w ciemnym gęstym borze. Szybko musiała się nauczyć przetrwać na łonie natury. Pewnego słonecznego dnia, dziewczyna szukając pożywienia natknęła się na to , że las w którym się ukrywa graniczy z ogromnym gospodarstwem. Słychać było pokrzykiwania ludzi i stłumione dźwięki dochodzące z dużych drewnianych pomieszczeń. Choć dziewczyna nie mogła ich zidentyfikować.
- Kiedy urodzę oddam tym ludziom moje dziecko.- pomyślała dziewczyna . Była już w szóstym miesiącu. Teraz już wiedziała że nie zdoła samodzielnie wyżywić i wychować dziecko. Nie w takich warunkach. Dziecko powinno mieć dom i kochających rodziców, a nie tylko matkę.
Wracając z garstka jagód, poziomek i kilkoma grzybami do jaskini z odległości około kilkunastu metrów, słyszała stukot końskich kopyt o leśną ściółkę.- A więc to wielkie gospodarstwo , które chwilę temu widziałam to musi być jakąś stadniną , albo ośrodkiem jeździeckim.- Ludzie nigdy nie zapuszczali się w okolicę jaskini. Aż do teraz. – Dlaczego? Bali się czegoś?- wtedy poczuła silny ból brzucha. Upadła na ściółkę. Nie teraz.Za wcześnie.-myślała gorączkowo by zagłuszyć ból. Bała się.- Nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć na całe gardło:
- Pomocy!!!
Miała nadzieję , że ktoś jej pomoże. Uratuje ją lub jej dziecko.
Zaczęła rodzić. Jej krzyk niósł się po cały północnym krańcu Seattle.
Państwo Davis , którzy byli w tym czasie w lesie na konnej przejażdżce. Którzy mieszkali i pracowali w ośrodku jeździeckim ' Equus Ranch'. Ośrodek jeździecko-hipoterapeutyczny. Założony przez mojego dziadka George'a Paula Davisa w 1945 roku. Organizowaliśmy wyścigi konne jak i sesje rehabilitacyjno-terapeutyczne dla dzieci i młodzieży oraz dorosłych . Mój ojciec Nathaniel Michael Davis ,przejął go kilkanaście lat później. A ja przejąłem go pięć lata temu. Usłyszeli echo krzyku. Konie zlękły się.
- Greto, słyszałaś moja droga- zwrócił się do swojej towarzyszki mężczyzna.
- Tak ,John słyszałam.- odpowiedziała.- Powinniśmy to sprawdzić. Może ktoś potrzebuje pomocy.- Zawróciła konia w kierunku z którego dobiegł krzyk. Ruszyła galopem . Tuż za nią był John. Minęli jaskinię.
Usłyszeli kolejny przeraźliwy krzyk, tym razem bardziej wyraźny dobiegający , zaledwie kilka metrów od miejsca w którym się teraz znajdowali.
-John. Tam.- zwróciła się do mężczyzny Greta.
Popędzili konie, po chwili ujrzeli młodą dziewczynę, była ubrana w brudną letnią sukienkę.
John i Greta gwałtownie zatrzymali konie. Dziewczyna wiła się z bólu . Pociła się .
- Ona rodzi, John. Musimy jej pomóc.- oznajmiła Greta i zsiadła z konia.
Bez wahania podbiegła do dziewczyny. Mężczyzna dłuższą chwilę wpatrywał się w swoją towarzyszkę, jak próbuję ją uspokoić i pomóc w trudnej chwili. – Dziewczyna znów krzyknęła w niebogłosy z bólu. Nagle z jej ciała zaczęła wypływać wody zmieszane z krwią. Wtedy John podbiegł do kobiet. Zauważył główkę dziecka.