Love in the saddle 7
Czułam się, jak w siódmym niebie dosłownie. Ciepło jego ciała i ciągłe pogłębianie pocałunku doprowadzały mnie do szaleństwa. Kiedy, przesunęłam dłoń na jego kark i zaczęłam go pieścić zimnymi palcami, nie mogłam powstrzymać jęku. Zdusiły go jego usta.
Syknął i odsunął się gwałtownie.
- Masz strasznie zimne ręce – wyszeptał. Skinęłam głową , bo faktycznie było mi zimno. Ledwo mogłam oddychać.
-Odprowadzisz mnie?- spytałam, kilka minut wcześniej zakładając na siebie jego marynarkę , którą mi podał. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się łagodnie. Zamarłem. Przez dosłownie jedną szaloną sekundę nie byłam w stanie zebrać żadnej sensownej myśli. „O mój Boże, dlaczego mnie pocałowałeś" raczej nie było sensowne.
-Jasne-powiedział odsłaniając w uśmiechu swoje śnieżnobiałe zęby. Staliśmy tak już kilka minut i rozmawialiśmy. Objął mnie w talii i ruszyliśmy w kierunku namiotu.
To był ciepły, sierpniowy wieczór. Lecz koło północy ochłodziło się. Duży, okrągły księżyc, oświetlał im, drogę do namiotu, gdzie trwało w najlepsze przyjęcie. Szli powoli po tartanie, którą była wyłożona bieżnia, mocno do siebie przytuleni...
On wyglądał na silnego, zdecydowanego faceta, choć ...z drugiej strony...tak czule ją obejmował, tyle znać było w tym uczucia i delikatności. Może się mylę, ale to nie był tuzinkowy koleś. Szerokie barki i muskularna klatka piersiowa...mmm, każda kobieta marzy o takich ramionach w zimowa, szara noc. Ciemne włosy, krótko przystrzyżone. Koloru oczu nie dostrzegłam, ale można wywnioskować po ciemnej karnacji, że także ciemne...no, co najwyżej zielone. Silnym ramieniem obejmował ja tak, jakby trzymał maleńkiego ptaka, albo maleńkie dziecko...Każdy, kto spojrzał widział, że ja kocha i jest jego całym światem. Ona zdawała się istota nie ziemskiego pochodzenia...nimfą , zjawą albo syrena obdarzona w nogi i to jak długie. Jej ciemne blond, włosy ścięte na boba, powiewały na wietrze, oczy widać było dokładnie, gdyż odbijały w sobie mieszankę brązu z zielenią, która może zapierać dech w piersiach , w swoim pięknie bezpowrotnie pozostawiając im swoja elegancką barwę. Usta, choć małe były dobrze uwidocznione i podkreślone ciemną pomadką. Niżej lekko szpiczastego podbródka zaczynało się to, o czym marzy, każdy samiec...szyja...łabędzia szyja!!! Uwieńczona boskim dekoltem. Sukienka, w kolorze kobaltowym, lekko opinała jej klatkę piersiowa i eksponowała wydatne piersi, które przy każdym kroku lekko kołysały się, wprowadzając każdego przechodnia w szał seksualny. Potem gibka talia i szerokie biodra. Długie nogi a na wąskich stopach buty na wysokim obcasie . Kobieta szła lekkim, typowym dla delikatnych istot chodem, jak liść niesiony wiatrem... W blasku księżyca , odbijały się w suto przyodzianej, srebrnej biżuterii. Para wzbudzała zainteresowanie każdego, kto koło niej przechodził. Coś oprócz urody było w nich, co przyciągało uwagę przechodniów. Moja uwagę przykuły najbardziej ich dłonie. Jedna silna i męska a druga delikatna i wdzięczna trzymały się pewnie a zarazem z taką ostrożnością.
Szli patrząc sobie w oczy, czasem tylko spoglądając na namiot, do którego zmierzali. Uśmiechną się do niej, spojrzał na zegarek i z jego ust można było przeczytać jak szepnął:
- Podobasz mi się ,aniołku.
Delikatnym ruchem przełożył jej dłoń z lewej do prawej ręki i zamienił się z nią stronami. Szli wolno, nadal w siebie zapatrzeni...