Love in the saddle 4
Chciałam krzyczeć z bólu, rozpaczy, gniewu i złości. Tak naprawdę chciałabym , by Matt zapłacił za to co mi zrobił. Z drugiej strony dziękowałam w duchu Bogu za to ,że zostałam przez przyjaciół mojego brata uratowana od śmierci.
Znów osunęłam się w otchłań ciemności.
Tym razem słyszę rozmowę trzech osób...Mama, Tata i chyba ktoś z policji.
- Panie Davis , John całe zdarzenie z przed tygodnia w którym uczestniczyła pańska córka zostało z filmowane, jak ten chłopak znęca się nad ...- policjant urwał.
- Detektywie Matter , to psychol, który skrzywdził moją kruszynkę- przerwał mój tato detektywowi łamiącym się głosem.- Cary, wiem doskonale, dlaczego wziąłeś tę sprawę. Chcesz tak samo chronić moją córkę , jak ja. W końcu to twoja chrześnica. Pamiętam , ile razy przywoziłeś małą zapłakaną ze szkoły , albo interweniowałeś w szkole w jej sprawie. Dziękuję ci za to.
- John zrobiłbym dla niej wszystko. Życie bym oddał za nią. Obiecuję ci on za to zapłaci.
Mój tata coś odpowiedział mojemu chrzestnemu, ale nie zrozumiałam co. Ktoś płakał. To pewnie mama.- Ah moja kochana mamusiu, musisz na mnie cierpliwie poczekać, bo strasznie mozolnie idzie to budzenie. Staram się bardzo.
-Wszyscy chcemy dla naszej małej kruszynki , jak najlepiej. Dzięki Bogu, żyje.
- John zabierz Gretę do domu, ja przy niej zostanę. Musicie być wykończeni. Jedźcie. Ona jest już bezpieczna. Nic jej nie grozi. Ochrona jest tu w szpitalu i u was w domu, przynajmniej dopóki śledztwo trwa i go nie zamkną.
- Wiem Cary, jeszcze raz dziękuję. To dobrze, bo jak sobie pomyślę o tym sukinsynie, że ją nagrywał i robił z nią tak okrutne rzeczy, to mnie krew zalewa. A co by było gdyby ją sprzedał do burdelu i wywiózł zagranicę.-oznajmił mój tato.
- Gdy go przewieźli tutaj na oddział detoksykacyjny, to nic nie udało się nam z niego wyciągnąć. Był strasznie naćpany i pijany.- powiedział detektyw Matter.- Musiał planować to całe zajścia już od dłuższego czasu. Wiedział ,że nikt jej nie będzie szukał. Pewnie chciał ją tylko dla siebie. Chory psychol.
-Moja mała kruszynka- załkał tatko.- Wróć do nas. Kochamy cię.
Ja was też kocham ,tatko.
Mgła ponownie mnie pochłonęła.
Czuję w ustach piasek, chce mi się okropnie pić i muszę skorzystać z ubikacji , bo mój pęcherz błaga o litość.
Budzę się. Mrużę oczy, bo światło jest za ostre. Zauważyłam, że przy moim łóżku stoją dwie kobiety. Pielęgniarki. Sprawdzają aparaturę i notują coś na karcie przy łóżku. Posyłam im uśmiech, a raczej grymas, bo strasznie boli mnie twarz.
- Obudziła się panienka, panno Davis. Dzień dobry, nazywam się siostra Tara , a to jest siostra Sookie. Opiekowałyśmy się panienką.- przywitała mnie śpiewnym głosem kobieta.
Patrzyłam na nie, mrugając oczami, by przyzwyczaić je do ostrego światła w sali. Następnie spróbowałam ostrożnie unieść ręce. One tez mnie jeszcze bolały.-0 Udało się bez żadnych problemów.- Fe , zauważyłam wbity werflon z kroplówką.-Następnie podniosłam nogi delikatnie, bo odczuwałam lekki ból. Potem pokręciłam głową.-Znów mały sukces. Cieszyłam się też ,że mój organizm wykonuje moje polecenia.-Najbardziej bolała mnie klatka piersiowa, żebra i plecy. Akurat to był znośny ból.- Ostrożnie spróbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale siostra Tara mnie ubiegła. -Przycisnęła jakiś guzik i łóżko zaczęło się podnosić. Chwilę, później siedzę już oparta o poduszki na szpitalnym łóżku.