lokatorzy
Pierwsza miłość przyszła niespodziewanie…. Z jesiennym deszczem. Pamięta ten dzień jakby to było wczoraj. Zanim zorientowała się o co chodzi ona już zamieszkała w jej sercu… poprzestawiała meble i zmieniła zamek w drzwiach. Lokatorem była dobrym. Jak nigdy wcześniej chciało jej się wracać do mieszkania bo w nim już czekała ona. Robiła ciepłej herbaty , grzała zmarznięte dłonie i przemoczone stopy. Wyprowadziła się trzaskając drzwiami tak głośno, że bicie serca zostało zagłuszone. Czas stanął w miejscu jak nigdy wcześniej. W życie które było dynamiczne wkradła się rutyna. Pieprzona rutyna, która lokatorem była okropnym. Tak przy okazji wprowadziła się do rutyny samotność.( Przyznam się, że para idealna do zamieszkania w sercu). Zdominowały rytm jego bicia. Owszem biło… ale już nie tak jak kiedyś, cicho i powoli. Taki stan śpiączki trwał przez kilka miesięcy. Jeden dzień zmienił w tedy wszystko. Kiedy już upadła na dno pojawił się On. Niespełna kilka godzin po upadku. Pojawił się tak jak gdyby nigdy nic. Z serca wyprowadziła się rutyna i samotność a wprowadziła się nadzieja. Po krótkim czasie zasnęła w sercu… spała cicho i spokojnie. W końcu obudziła się ze zdwojoną siłą… wszystko byłoby idealne, ale okazało się , że nadzieja też boli… zwłaszcza ta niespełniona. Nabiła sercu siniaka. Niby nadzieja a miłości nie przyniosła… Na dzień dzisiejszy powrócił dawny lokator… samotność. Wszystko wskazuje na to, że serce będzie wyłącznie należało do niej… poprzez czasowe zasiedlenie
______________
fragment mojego opowiadania