Linie brzegowe - cz.3
aczej klapa z zarobkami po sezonie. Jakoś nie przypominam sobie, aby oprócz mnie ktoś pomógł ci zamienić łatę i łopatę na własną firmę. Masz jeszcze kogoś, komu na tym zależało? Ilu zakasywało rękawy i nosiło z tobą ciężkie żelastwo, gdy zaczynałeś? - Od dawna niczego nie dźwigasz. - Już nie dźwigam. Ale nadal siedzę godzinami nad twoimi papierzyskami, których nie chcesz i ciągle nie umiesz wypełniać. Nie mam siły. Twoja firma, twoja sprawa, moja praca moja sprawa. Nie powiłam wianuszka dzieci, by bez ustanku wydzierać kasę na ich przyszłość. Ewa od dawna mieszka osobno, ma własne, dorosłe życie. Nie jestem jej już potrzebna jako skarbonka. Skończyła się moja rola jedynego oparcia. Nie zamierzam do końca życia pisać za ciebie zamówień, rozliczeń i wybierać rozetek. Nie muszę wcale widywać się z tymi, z którymi ciebie wiąże spawarka albo przecinak. Dość. Nie jestem kowalem tylko żoną kowala. Ledwo wytrzymał fakt, że po raz pierwszy oddzieliła w kłótni siebie z Ewą od niego. Miała jedno dziecko. Ich zobowiązania życiowe od początku miały się inaczej. Żal, jaki teraz poczuł zaciągnął wraz z dymem do środka płuc. Stał oparty od tyłu o górną listwę ławki. Był zirytowany, a po jej wiązance wyrzutów dodatkowo przybity. Energiczna wycierała baleriny o kępy trawy, a on miał wrażenie, że żona usuwa ze swoich bucików coś więcej, niż odpryski wymiocin. Obiecał sobie, że ani słowem nie skomentuje tego, jak bardzo zabolała go wzmianka o dzieciach i jej odcinanie się do kowalstwa. - Trzeba mieć minimum wyczucia, że praca to praca, a dom to dom. Tobie nigdy nie wystarczała luźna znajomość, dlatego twoi koledzy po fachu, czy moje koleżanki z pracy musiały szwędać się po naszym mieszkaniu, kukać do naszej kuchni, zaglądać nam do lodówki, korzystać z naszej łazienki. Narzucasz wszystkim obowiązek przyjaźni. Nie wystarczy raz na jakiś czas spotkanie w jednym z barów w mieście? I finisz. Trzeba znać granicę z kim, kiedy, ile i jak. Ty nie znasz. Ty nie umiesz żyć, jak inni. Z umiarem. Ty byś nie był sobą, gdybyś po każdym nie spodziewał się wyjątkowej bliskości, a przy okazji pomocy i podpowiedzi. Puknij się w czoło. Nie każdy musi być zaangażowany w rozwój firmy prostego ślusarza? - Nie wyjeżdżaj mi z prostakami i ślusarzami! - Bo co? - Bo pstro. Bo jak się poznaliśmy nic ci we mnie nie przeszkadzało. Ale wtedy jasna pani czyściła kible, podkładała nocniki i szorowała gary, więc pasował cham z rusztowania. - Pasował wtedy, pasuje teraz. Nie pasowało i nie pasuje to, że zawsze szukasz na kogo zwalić winę. Za co mnie oskarżasz? Nie zapraszałam Klausa. Sam go zaprosiłeś, a ja nie miałam nic przeciwko, abyście pojechali razem. Tym bardziej, że wcale się nie wybierałam. Mam kupę pracy, która leży na biurku i czeka. Do czego byłam ci dzisiaj potrzebna?! Może mi teraz wyjaśnisz, bo nadal nie wiem. - Gdybyś nie upierała się i nie wysiadła pod sklepem, to skończyłby się tym, czym miało się dzisiaj skończyć. Oglądaniem domków letniskowych. - Upierała! Wysil się na coś mądrzejszego, bo nadal nie widzę swojej winy. - Nie mówię o winach, nie szukam winnych. - A jakże! Pół godziny temu byłam winna. Byłam uprzejma, więc była winna. - Wszystko przekręcasz. Może uniosłem się... W porządku. Nie chciałem. Teraz i ona pożałowała, że chwilę wcześniej dała się ponieść. Nadal nie wie, jakim cudem reklamówka z ohydą znalazła się w ich bagażniku, ale jej mąż wydaje się być zaskoczonym podobnie, jak ona. Wzmianka o domkach letniskowych świadczy o tym, że wypad miał być bardzo miłą niespodzianką. Boli ją brzuch, a nie ma czym wymiotować. - Wyrzucę to tutaj. - Nie wystarczy wyrzucić, będziesz musiał wyprać wykładzinę, odkazić czymś i jeszcze raz wyprać. - Kur...!. - Jak to się stało? Co on zrobił? - Nie pytaj. - Powiesz mi wreszcie co zaszło? - Wysadziliśmy cię pod obuwniczym. Mieliśmy wpaść do warsztatu, zapytać o wymianę łożysk. Niedawno mówiłem mu, że robią solidnie i niedrogo. Chciał