Latanie
Zachariasz dobrze znał Alka, bo całkiem niedawno, gdy chłopiec niesiony błędnymi ruchami słabych nóżek uczył się chodzić, niejednokrotnie wtaczał się do otwartego ogrodu mędrca. Potem, gdy Alek uczył się mówić, odwiedzał Zachariasza jeszcze częściej. Przysiadał się do starca wiecznie kurzącego fajkę, zasypując go masą zabawnych i niezrozumiałych pytań. Zachariasz będąc mędrcem niewiele miał do roboty, bo wiedział, że nic nie ma sensu, ale z nudów zabierał chłopca do lasu, ucząc go nazw roślin, zwierząt, grzybów i innych rozmaitych dziwów tego świata. Tego wieczoru, gdy zobaczył, że to niewątpliwie na Alka jesień rzuciła magiczny urok, oprócz radości z poznania jednoznacznej odpowiedzi na kolejne pytanie, poczuł też smutek, iż to właśnie ten mądry i wrażliwy chłopiec musiał zostać zaczarowany. Udał się pod okno, ledwo zamknięte przez Alka i rzucając w nie żołędziami, miał nadzieje, że chłopiec wyjrzy. Po chwili okno otworzyło się, a ubrany już w piżamę Alek wychylił głowę.
-Przyjdź do mnie na kolację chłopcze – zacharczał Zachariasz spróchniałym, czterystuletnim głosem i nie czekając na odpowiedź zdezorientowanego chłopca, oddalił się, waląc laską w kury wałęsające się po podwórzu.
Niemałe zaskoczenie czekało Alka w chacie Zachariasza, gdy okazało się, że starzec zna jego sekret. Zapewnił chłopca, że wie od dawna; a to za sprawą wszystkowidzących liści, walających się między pniami, opowiadających przed śmiercią rozmaite historie z koron. Mędrzec ostrzegł chłopca, przed niebezpieczeństwami ze strony mieszkańców, którzy ponoć na przestrzeni lat ukatrupiali już latających ludzi. „Latałem też i ja – mówił starzec – i latał mój brat. Pewnego dnia zostałem sam, bo mojego brata utopiono w jego własnej farbie. Był malarzem – zakończył, by za chwilę znowu zacząć –Widzisz, przestraszyłem się i przestałem się unosić. Nie straciłem oczywiście tej umiejętności, ale strach sprawił, że zacząłem chodzić. Chodzić bardziej niż ci maszerujący bez zarzutu”. Alek opowiedział mędrcowi o swoich przygodach. O tym co widział i co go dziwiło, a Zachariasz po wysłuchani tych historii stwierdził – „Po pierwsze musisz zrozumieć, że ta mała społeczność nie różni się od tych które widziałeś. Latający nigdzie nie mają łatwo. Trudności mogą być różne, zależnie od powodu dla którego ktoś znalazł się w przestworzach. Ostatecznie każdy z nas chciały zostać szlachetnym orłem, szybującym bez problemów tego świata”. Ten wieczór w domu Zachariasza był specyficzny. Fajkowy dym zdołał dotrzeć do każdego zakamarka izby, a twarz mędrca przybrała osobliwy wyraz nosiciela bólu świata; wyraz właściwy tylko tym, których życie utopiło się za życia w studni pytań bez odpowiedzi. –„ Teraz najważniejsza rada. W Zardzewiałej Podkowie Ludzi jest mniej, niż w miejscach, które widziałeś, ale uwierz mi chłopcze, twoi koledzy będą z całej siły trzymać się swymi krótkimi rączkami czego popadnie, byleby nie wznieść się choćby na moment. Starzy, niby mądrzejsi, wysilą swoje zwiędłe kończyny, będą łapać ostatnim zębem wodzę życia, które w rzeczywistości nigdy życiem nie było. Ponadto. nie pozwolą odlecieć nikomu z rodziny, żadnym znajomkom, bo tak to już jest na tym świecie. I powiadam ci nie zdradzaj nikomu swojej tajemnicy. Lataj rzadko i nocami, bo tylko ja pamiętam co znaczy latać w tej przeklętej wiosce. Tylko ci, którzy zostali ptakami wiedzą, czym jest spokojny lot.”
***