„La Belle Époque jednej nocy”
Pamiętasz tę dziewczynę, którą jako pierwszą zobaczyłeś pośród tłumu? Stała przy stole w czarnej spódniczce, niebieskiej bluzce z odkrytymi ramionami i w czarnych szpilkach. Blondynka z „blaszanym” uśmiechem, z aparatem dodającym jej jeszcze więcej uroku. Wokół tańczące ciała, obok ludzie pożerający resztki mięs, przystawek, ciast.
Piętnasty maj dwa tysiące dziesiąty rok. Nie sposób nie zwrócić uwagi na mężczyznę, który wchodzi na salę cały w czerni, z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Wtedy pierwszy raz zatrzymał się świat – namiętność, rozkosz, podziw, fascynacja, uwielbienie, czar, opętanie, szaleństwo, dzikość… Lecz tak naprawdę mogłam cię poczuć, kiedy porwałeś mnie do tańca. Bez słowa złapałeś za rękę; spojrzenie, uśmiech; ani się obejrzałam już byłam w twoich ramionach. Buty rzucone w kąt i wreszcie mogliśmy być tylko dla siebie. Od chwili kiedy cię zobaczyłam wiedziałam, że nie jestem w stanie bronić się. Zresztą to nawet było niemożliwe! Uciec przed polującym na nas kupidynem, który ze wszystkich sił próbuje trafić swoimi strzałami prosto w nasze serca? Jeden zero dla niego. Jeden zero dla nas. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że „La Belle Époque jednej nocy” może trwać dłużej niż jeden taniec tego wieczoru.
Zawładnęliśmy salą. Doskonale zapamiętałam zazdrosne spojrzenia innych, oni już wtedy wiedzieli, że będziemy na siebie skazani, słyszałam i myśli; „pasują do siebie jak nikt inny”, „są dla siebie stworzeni”. Z każdym dotykiem, uśmiechem, twoim zapachem unoszącym się wokół, czułam jak moje serce topnieje. Wcześniej było otoczone grubą warstwą muru, martwe, a teraz ty sprawiasz, że może się narodzić, zdolne kochać pierwszy i ostatni raz.
Z każdym kolejnym tańcem czuliśmy jeszcze większą bliskość.
Tak oto na mojej drodze pojawił się ktoś, kto nauczył mnie kochać. Taniec, jak i uśmiech, pobudził zmysły, wyzwolił emocje. Błagałam, by ta noc nie miała końca, pragnęłam skryć się w twoich ramionach przed całym światem, nie chciałam byś odszedł mówiąc jedynie „dobranoc”, całując przy tym moją dłoń z niespotykaną czułością. Przyznasz, że nie tylko kobieta umie uwodzić.
W ostatnich chwilach nocy zszedłeś z parkietu, zostawiając mnie samą pośród wirujących ludzi. Długo nie musiałam czekać, by ktoś zaprosił mnie do tańca. Uśmiechałam się do ciebie, siedzącego przy stole. Uśmiechałam się, bo widziałam twoją zazdrość, widziałam, że chcesz podejść i porwać mnie w swoje ramiona. Nie zrobiłeś tego, podszedłeś tylko, by się pożegnać, w ten sam sposób, co z innymi na tej sali… Tańczyłam dalej, gubiąc rytm, przyspieszając obroty, żeby tylko swoim spojrzeniem przyciągnąć twój wzrok. Na darmo. Wdarłeś się w tłum i zniknąłeś za szklanymi drzwiami. To wtedy miałam nieodpartą ochotę wybiec za tobą, rzucić się na ciebie i z całej siły wtulić w twoje ramiona. Ale jedyne na co na nas było stać to krótkie pożegnanie i pójście w dwie różne strony.
Jeszcze tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wróciłam do domu, gdy zaczynało świtać. Z opuchniętymi stopami, rozmazana od porannej rosy, zmęczona, a mimo to, ogarnęła mnie bezsenność. Nie dawała mi spokoju jedna myśl… Sięgnęłam po telefon i w pośpiechu, z niepewnością pisałam wiadomość.
Obudziłeś się do południa, spojrzałeś, która godzina i przeczytałeś. Serce zabiło mocniej? Dwa zero dla nas. Tak zaczyna się „La Belle Époque”, pełna poezji, szaleństwa i miłości.