KRÓLEWNA NA ŚCIEŻCE
Królewna Śnieżka obudziła się dziś bardzo późno. Wszystko przez to, że krasnoludki strasznie chrapały i królewna zasnęła dopiero o świcie, gdy małe ludziki w czerwonych ubrankach udały się już do pracy. Od kilkudziesięciu lat krasnoludki pracowały dla skrzatów świętego Mikołaja, które nie radziły sobie z robieniem zabawek. Skrzaty poprosiły o pomoc bezrobotne krasnoludki, które zgodziły się na współpracę po dość długich pertraktacjach i zredagowaniu szczegółowego kontraktu. Krasnoludki szukały więc na śmietnikach starych zabawek, które potem skrzaty przerabiały na nowe. Taki bożonarodzeniowy recycling... - A ja? – upomniała się zniecierpliwiona długim wstępem królewna. – Przecież miało być o mnie! To prawda. Bajka o Śnieżce... - Jaka bajka? Jaka bajka?! Codziennie to samo: rano spacer, sprzątanie, gotowanie dla siedmiu głodomorów, po obiedzie śpiączka, leżenie w szklanej trumnie i całowanie ze znużonym, przypadkowym przechodniem. To ma być bajka?! Rutyna! Ale koniec z tym. Uciekam. Mam dosyć tych durnych krasnali. - Ale... – odezwał się nieśmiało narrator, choć nie wolno mu rozmawiać z postaciami. - Nie ma żadnego „ale”. Idę. A ty siedź cicho i opowiadaj! Królewna pozbierała swoje rzeczy, zrobiła sobie makijaż, potłukła z wściekłością wszystkie talerze w kuchni i wybiegła z domku. - Będzie wyglądało na porwanie. Hi, hi, hi. Krasnalom czapy opadną. Pewnie będą podejrzewać wilka. Śledztwo potrwa jakiś czas, bo nie są najbystrzejsi, a tymczasem ja będę już w Hollywood – mówiła Śnieżka w kierunku biegnącego za nią z notatnikiem narratora. Po latach nudnego życia Śnieżka stała się wredną, zgorzkniałą aktorką, która co wieczór musi odgrywać taką samą rolę, mając jednocześnie przekonanie, że jej niewątpliwy talent więdnie w starych dekoracjach. Śnieżka chciała zostać piosenkarką. - Jak spotkam Czerwonego Kapturka to powiem jej, żeby nie szła dalej, bo jej wędrówka kojarzy się zboczonym psychiatrom z dojrzewaniem seksualnym. Zresztą, ciekawe, jak ona ma naprawdę na imię, bo czerwony kapturem to tylko ksywa. Zresztą, to czerwone, co nosi na głowie już dawno stało się szare. - La, la, la, la! Śnieżka usłyszała nagle na poziomie swoich stóp cienki zaśpiew. Spojrzała w dół, by potwierdzić swoje najgorsze przeczucia. Rzeczywiście: w trawie migało coś niebieskiego. - Smurfy! – wykrzyknęła przerażona i zaczęła uciekać. Krasnoludki opowiadały, że Smurfy roznoszą jakiegoś wirusa, od którego są niebieskie. Same się uodporniły, choć zatraciły cechy płciowe, ale wirus może być bardzo niebezpieczny dla innych. Smurfy całą swoją setką rzuciły się w pogoń za Śnieżką. Uwielbiały wchodzić na większych od siebie, przyklejać się do kogoś całymi swymi niebieskimi ciałkami, udając tym samym wielkiego Smurfa. Śnieżka była jednak szybsza i udało jej się uciec nim oblazły ją niebieskie stworki. Zdyszana usiadła na kamieniu i zaczęła oglądać swoje ręce w poszukiwaniu niebieskich plamek – oznak zakażenia. - Co ty tu robisz, maleńka? Królewna podniosła głowę na dźwięk niskiego, męskiego głosu., należącego do rycerza przytwierdzonego do białego rumaka. - Uciekłam krasnoludkom i tym niebieskim potworkom. Ale nie powtarzaj tego nikomu. Niech myślą, że zjadł mnie wilk, ten od Kapturka, albo jakiś inny stwór. - Acha. Nie wiesz, gdzie tu jest w pobliżu jakiś stary zamek na szklanej górze? - A co? - Mam tam jechać po jakąś księżniczkę, którą więzi smok, czy jakiś tam dinozaur. Nie mam dokładnych danych. - Po co ci księżniczka? - No... – zastanowił się. – Poślubię ją, zamieszkamy w jej zamku i będziemy żyli długo i szczęśliwie. - Na Szklanej Górze?! Oszalałeś chyba! Tam nie ma ogrzewania. Co wy tam będziecie robić? Nigdzie nie można wyjść. Nikt do was nie przyjdzie. Beznadzieja. - Ale... - Co „ale”? Skąd w ogóle wiesz, że ona ci się spodoba. Może to jakaś stara wiedźma. - Bo, bo, bo wielu próbowało ją zdobyć, ale ślisko i ten smok na górze... - A nie przyszło ci do gło