Królestwo zastygłej rozkoszy
Gdy przybyła do Twojego przeklętego przez żywych,
zapomnianego przez umarłych,
nawiedzonego przez duchy zamczyska,
byłeś pelen żalu i szorstkiej goryczy.
Spragniony nowej krwi
do zaspokojenia szybkiego łaknienia,
tego które nie wygasza pragnień,
lecz odwleka je na chwil parę.
Chmury nad zamczyskiem wisiały krwawo pełne czerwieni.
Wielkie, cieżkie bramy nie zachecały do ich otwarcia.
Przedostać się za mur wydawać się wtedy mogło
niemożliwym,
a....wystarczyło nacisnąć delikatnie spust i
rygle same zaczęły się odchylać.
Zamontowane dla niepoznaki,
dla słabych i podłych w sercu.
Nie działały wobec Cichych w szczeroŚci.
W sieni Twego domu,
zostawiła płaszcze:
Lęku,
Niewiary,
Odrzucenia,
Zachowawczości,
Tchórzostwa,
Rozpaczy.
Rany przyklejone plastrami zapomnienia zakrywały czarne dziury świadomości.
Dziesiątki warstw pokrywało jej najgłębszą ze skór.
Pragnienie.
Najcichsze, najczystrze.
Zrzuciła z siebie wszystkie te grube nieprzyjemne acz bardzo trwałe okrycia.
Została w dwóch, cienkich, opływającym jej niezgrabne ciało.
W Brzydocie fizyczności swojej.
Nigdy nie pozwoliła sobie na tak desperackie obnażenie siebie. Przed sobą.
Płaszcz ostatni....ten najszczerszy.
Półnaga, odważyła się wejść nie tylko do zamku jego, lecz i..najgłębiej skrywanego zakątku.
Sypialni.
Jego ciepłe posłanie było puste, wiedziała, że nie ma go tej nocy w zamczysku.
Polował.
Zakradła się prawie na bezdechu do jego Łoża Czułości.
Podniosła kołdrę, zimne dłonie poczuły zaskakującą jedwabistość dotyku.
Stopami wkraczając w świat jego,
ukłądając swe zdeformowane ciało w miejscu, w którym i on spał poprzedniej nocy,
próbowała zaciągnąć się jego zapachem.
Pełna obawy, że pozostał naznaczenia kobietą ślad, nie rozpoznała go jednak.
Wtapiała się cała w jego nieobecne ramiona.
Zamknęła oczy.
Się w niej zaczęło.
Pamiętała tylko na wpół świadomie czyjeść niespieszne, delikatne, acz silne dłonie,
rozwiązujące jej 2 płaszcz, guzik po guziku, w skupieniu i ciszy, bez wątpliwości i wahania, czyjeś ręce, jej śpiącego ciała ją z niego wyciągały.
Został ten płaszcz ostatni.
Bordem płonący, złotą nicią przeszyty.
Świadomość zamarła.
Nie chciała tego pamiętąć, chciała się w tym zapamiętać.
On...wiedział wszystko, dlatego nie skosztował jej tchórzliwej odwagi samotnie.
Obudzić ją pragnął, na niego samego, nie czarami, lecz tym co w nim najdostnojniejsze.
Męstwem, odwagą i uważnością.
Czytał z niej jak z księgi,
nieostrożnie,
nieświadomie,
kokieteryjnie pozornie niedostrzegając przekraczania przez samą siebie barier, widział dokąd zmierzają jej myśli.
Była zbyt niedojrzała, pomimo znaczego wieku, by dojść do niego, tam wysoko, gdzie przebywała jego najwyższa świadomość.
Nie musiał i nie chciał połakomić się na szybkie proste zagranie.
Mógł mieć to w każdej chwili, z każdą i od każdej.
Wiedział, że nie jest z najlepszego szczepu winnego, ale...w przypływie dobrego humoru, zechciał ją poprowadzić trochę wyżej, niż sama mogłaby dojść.