Kochany...
ech wlecą motyle. Nie chcę już dokładać sobie kolejnych ran, nie chcę rozpołowionego życia, czekania, samotnych świąt, nerwowego zaglądania do telefonu, wyczekiwania dni w których możesz być ze mną.
Czasami okrutnie tęsknię, kiedy przypominają mi się chwile w których zamykałeś mnie w swoich ramionach, kiedy śpiewaliśmy wspólnie piosenki mijając samochodem niezliczone kilometry, kiedy tańczyliśmy „Only time” w hotelowym pokoju, gdy karmiliśmy łabędzie nad Wisłą. Pamiętam Twoją rozbawioną minę, gdy po raz pierwszy jadłam krewetki, ciepło oddechu, gdy oglądaliśmy „Noce w Rodanthe” leżąc obok siebie na podłodze. Tylko Ty całowałeś moje nadgarstki w taki sposób, że rozpadałam się na milion kawałków. Kiedy właśnie zdarzają się takie dni, wieczory pełne tęsknoty, wtedy zasypiam, bo tylko we śnie możesz być ze mną, blisko, ale promienie słońca znów skradają mi Ciebie nad ranem.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora