Klatki - moich wspomnień
Mam 84 lata.
I czuje, że już wszystkie ważne chwile i momenty przeżyłam. Zostawiłam je dawno za sobą, ale nie znaczy to wcale, że o nich zapomniałam. Tych wydarzeń, wzlotów, upadków, wielkich miłości i malutkich miłostek, wystawnych gali, kłamstw, zdrad, ułud oraz intryg moich koleżanek – nie wymaże nic.. Spełniłam swoje marzenia, sięgnęłam zawodowych wyżyn i wydaje mi się, iż odnalazłam się w roli matki, jak i pani domu. Chociaż gdyby tak było to moje dwie wspaniałe, dorosłe córki nie umieściłyby mnie w tym okropnym miejscu - zakładzie opiekuńczym, kiedy jeszcze przecież doskonale radziłam sobie sama. To nic, że ręce trochę mi drżały i czasami zapominałam zamknąć drzwi na klucz, albo zgasić kuchenkę. Przecież to drobnostka, jednak zapewniła mi ubezwłasnowolnienie, pozbawienie rodzinnych pamiątek i dorobku całego życia. Na siłę upchnięto mnie w sali z pięcioma innymi starszymi paniami. Nie miał, kto się za mną wstawić, nie było u nikogo zrozumienia i pomocy. Jedyny sprzymierzeniec, przyjaciel, kochanek i partner – ostatni mąż, odszedł kilka lat temu, pozostawiając mnie samą na tym okrutnym padole. Dziewczyny z pokoju, albo nie mogły mówić, albo po prostu zamknęły się we własnym świecie, z którego nie ma już wyjścia. Są pogodzone z losem i odwiedzinami latorośli oraz wnucząt na comiesięcznych spotkaniach z których i tak niczego nie rozumieją.
A Ja... Ja nie chce tu być! Ja dalej czuje, rozumiem, postrzegam i doświadczam. Chcę do domu! Do mojego saloniku, przytulnego kominka i łóżka skrzypiącego od 40 lat! Chcę do tego, co tak przez lata kochałam... Chce natychmiast wrócić!. Do zwierząt, o które się troszczyłam, pielęgnowanych roślin, przyjaciół z koła brydżowego i trochę zwariowanej sąsiadki z trzeciego piętra. Proszę zabierzcie mnie stąd… Proszę…
Wiem jednak doskonale, że nikt mnie nie uratuje, bo każdy z moich bliskich prowadzi życie, w którym nie ma dla mnie miejsca. Smutne, ale nie lubię samej siebie okłamywać. Wolę wypuszczać się w podróż po meandrach moich wspomnień. Lat, kiedy byłam młoda, zdrowa i czułam się potrzebna. Tylko wtedy udaje mi się spokojnie zasnąć i z uśmiechem przywitać kolejny dzień. Mam jedną ulubioną historię, którą ciągle odtwarzam w pamięci, to właśnie ona pozwala mi na przetrwanie najcięższych dni, w których ogarnia mnie zwątpienie. To ona trzyma mnie przy życiu, którego wcale od lat nie chcę…
*
Okres drugiej wojny światowej, paradoksalnie był dla mnie najcudowniejszym czasem. Latami spełnionych marzeń, największych uniesień i macierzyńskich radości. Pomimo wszechobecnego terroru, biedy, strachu, prześladowań i wielu innych okropności, udało mi się odnaleźć, w tym całym chaosie - własną wysepkę szczęścia. Stało się to za sprawą jednego z oficerów, którego pułk stacjonował nieopodal i był obarczony obroną mojej rodzinnej wioski - Grodna. Do tej pory nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, ani w siłę i potęgę uczuć. Może byłam za młoda, nie dojrzała, albo zwyczajnie nie czułam się gotowa. Jednak na punkcie Edwarda oszalałam od razu. To było tak, jakby piorun we mnie strzelił i poraził mnie całkowicie odbierając władze w decydowaniu o sobie samej. Momentalnie poczułam dziwne, nieznane dotąd przyspieszone bicie serca i szalone wariacje w dole brzucha. Dziwne, bo przecież go nie znałam, a tym bardziej nie miałam sposobności zamienić choćby jednego ukrywanego pozdrowienia. Obserwowałam go tylko z oddali. Niespodziewanie los spłatał mi nie lada psikusa i umieścił kapitana, obiekt moich fantazji i westchnień oraz kilku jego żołnierzy, pod dachem moich świętej pamięci rodziców. Nie śniłam nawet, że tak utytułowany, przystojny, światowy i dużo starszy mężczyzna mógłby zainteresować się zwyczajną, prostą nastolatką ze wsi. Stało się inaczej, niespodziewanie obdarzył mnie atencją i admiracją godną samej królowej. Jego zaloty mi schlebiały i jednocześnie przyprawiały o zawroty głowy i równoczesne bujanie w obłokach. Tonęłam w głębi jego niebieskich oczu, chłonęłam każde słowo wypływające z jego ust, upajałam się zapachem jego skóry, zatapiałam w bezpieczną przystań jego piersi otoczona silnymi ramionami. Ta idylla trwała zaledwie jeden krótki miesiąc. Miesiąc, w którym odczuwałam intensywniej i przeżyłam wymarzoną pierwszą, wielką miłość. Taką nieznającą barier, lęków, przeszkód, ani przeciwności. Taką, o jakiej wiele kobiet czytało w powieściach. Mam ogromne szczęście, pomimo tego, iż zniknął z mojego życia i świata równie szybko jak się w nim pojawił, ale nie żałuję niczego, co wiązało się z Edwardem. Niedługo miałam odkryć prezent pozostawiony mi przez ukochanego…