KAY-rozdział czternasty
Rozdział czternasty
Idąc z policjantką do pokoju w którym znaleziono ciało porucznik czuje jakby przeniósł się w czasie do zupełnie innej epoki:
-To nie wiarygodne
-Też nie moge oprzeć się wrażeniu.
-Byłem w Californii ...
-A jesteśmy w XVIII wiecznej Francji...
-Imponujesz mi.
-Tak?
-Nie wiedziałem że znasz historię Europy i architekturę.
-Czytało się trochu.
-Szkoda że to nie Wersal
-O tak...i Ludwik XV.
Spojrzenie porucznika:
-No co?-zadziornie-jestem kobietą
-Widze
-Pomarzyć nie mozna.
-Przepraszam ze przeszkadzam królewskiej parze
-Co dla nas masz ministrze?
Uśmiech policjantki:
-Że jak?
-Nie wazne,mów.
-Zabiła się.
-No to nic tu po nas.
-Wstrzymaj się jeszcze.
-Zaczyna się.
-Cały Benicio.
-Nie sądzę by się zabiła
-Wszystko na to wskazuje.
-Tak wiem-rozglądając się po pokoju ale...
-Co ci nie pasuje.
-Rozejrzyjcie się.
-Ładny pokój
-Mało powiedziane...to jest niczym królewska komnata...łoże jak dla księżniczki.
-Chętnie bym je wypróbowała.
-Hamuj sie.
-Strasznie dziś marudny.
-Słyszałem.To nie miejsce na samobójstwo...
-Tylko na rozdawanie się rozkoszom.
-Grace-patrząc na ciało denatki.
-Już nic nie mówie
-Idź przepytaj mieszkańców,może ktoś coś widział lub słyszał.
-Całe piętro?
-Owszem.
-Tylko bez osobistych wycieczek
-Hahaha.
Do Gabinetu dyrektora wchodzi Samantha,przy biurku siedzi Chris:
-Usiądź.
-Postoję.
-Co ty wyprawiasz?
-Wykonuje swoja pracę.
-To nie była twoja operacja.
-Miałam pozwolić by ten chłopiec umarł.
-Uratowałbym go.
-Akurat.
-Chris pracuje tu znacznie dłużej niż ty i ma doświadczenie.
-Nie przecze ale nie był w stanie operować.
-To ty tak mówisz.
-Wiem co widziałam
-Co?
-Jak trzęsła mu się dłoń.
-To prawda?
Milczenie lekarza tak jakby się zastanawiał co powiedzieć,co będzie dla niego lepsze.
-Prawda?
-Tak.
-Ocipiałeś? W takim stanie chciałeś operować?,narażać życie dziecka?...
Brak jakiejkolwiek odpowiedzi
...i jeszcze przychodzisz ze skargą na koleżankę zamiast być jej wdzięcznym.Zdajesz sobie sprawę co byś narobił gdyby nie weszła na salę i nie przeprowadziła operacji?! Co by się stało gdy by chłopiec zmarł na stole operacyjnym?!...jakie byłyby konsekwencje?!
Dyrektora było słychać na korytarz:
Przynosisz wstyd temu miejscu,chirurgi i sobie samemu.Zejdź mi z oczu.
Chirurg wstaje od biurka.Wzrokiem mogącym zabić patrzy na Samanthę:
-To jeszcze nie koniec.
-Koniec,twoja noga więcej nie postanie na tym oddziale.
-Zwalnia mnie pan?
-Tak.
-Pożałujecie.
-Wynoś sie z mego szpitala.
Chris wychodzi trzaskając dźwiami.Do zmierzającej do wyjścia Sam
-Zaczekaj chwile.
-Tak?
-Skąd wiedziałaś?
-Nie moge powiedzieć.
-Rozumiem,dziękuje.
-Zrobiłam co do mnie należało.
Będąc w drzwiach:
-Podziękuj tej osobie.
-Tak zrobie.
Samantha udaje się na oddział zaglądając do chłopca:
-Długo tak będzie.
-Trudno powiedzieć...to cud że uratowaliśmy mu życie.
-Obudzi się
-Nie moge odpowiedź...powiedzieć tak albo nie...
-To co pani może...
Spojrzenie lekarki:
-Przepraszam,wiem że to Pani zawdzięcza życie...sama już nie wiem co mówię.
-Rozumiem.
-Ja...ja tylko chcę by otworzył swe piękne oczka.
-Też tego chcę...ale nie mogę pani dać gwarancji...teraz wszystko w rękach opatrzności i w jego organiźmie-jeśli przetrwa pierwszą noc to jest szansa że przeżyje.
-To co mi pozostało?