Karmel gubi zegarek ojca
Zegarek ojca
Wracając ze szkoły, Karmel zorientował się, że zgubił zegarek ojca, który pożyczył sobie bez jego wiedzy. Zegarek był genialny, miał stoper, podświetlenie i dziewięć melodyjek. To był dla Karmela długi powrót do domu. Jeszcze trzy, dwa zakręty i będzie musiał przywitać się z piekłem. W końcu szedł tak wolno, że prawie stał w miejscu. – Chłopaki, nie idę dalej. On mnie zabije! – zaczął wstęp do płaczu Karmel. Zaczęliśmy go pocieszać, ale bez przekonania. Nogi Karmela odmówiły posłuszeństwa. Kucnął i bez żenady zaczął ryczeć. Po chwili jednak wyprostował się. – Wiem, wiem! Powiem, że na mnie napadali i zabrali zegarek. Tylko musicie mi przyłożyć, bo mi nie uwierzy. Sprawa wydawała się prosta. Zaciskasz pięść i walisz prosto w twarz. Ale tak na zimno, bez powodu, to jednak nie to samo. Pierwszy był Marcin, zamachnął się, ale przed samą twarzą wyhamował i cios wyszedł słaby. Ale Karmel i tak przewrócił się i złapał za nos. Zrobiło się trochę żenująco i nieprzyjemnie zarazem. Niestety twarz Karmela wciąż nie budziła właściwych skojarzeń. Próbowali inni, ale sytuacja zaczęła być beznadziejna, bo nikt nie miał odwagi się przełamać. Karmel dostał spazmów. – Ja nie wrócę do domu, słyszycie?! – ryczał. I ruszył na nas z pięściami. I wtedy Gruby nie wytrzymał. Prawym prostym powalił Karmela na ziemię, poprawił dwa razy i zacisnął ręce na szyi. Ledwo żeśmy go odciągnęli. I tak Karmel dostał wpierdziel dwa razy, bo nas sąsiad podejrzał i doniósł ojcu.