Jezioro
Brygida Błażewicz
Tak naprawdę, nigdy nie można być pewnym czegokolwiek. A pewne stałe, jak przychodzi dzień, mienią się w słońcu krótko, niczym bańki mydlane na wietrze. Nie wiem, co spowodowało, że nie mogłam usnąć? Czy była to duszność letniej nocy, czy moja córeczka, którą obudził nieznośny ból nóg i przyszła pożalić się do mojego łóżka? Niemniej, nocny wypoczynek skończył się, zanim w ogóle się zaczął. Przy kolejnej próbie ułożenia się w pozycji wyjściowej do spania, trafił mnie już szlag i postanowiłam wstać. Zaparzyłam sobie białą herbatę z płatkami róży i siedząc na werandzie, wdychałam jej delikatny zapach, pozwalając, aby płatki róży wypełniały mój umysł i ciało, i aby zapach masował moje spięte mięśnie skręcone myśli. Zaczynało świtać, więc nie zastanawiając się długo, powróciłam do domku po ręcznik, aby iść nad jezioro popływać.
Wszystko dookoła spało, otulone ciszą. Przechodziłam spokojnie obok drzemiących domków i samochodów, aż wreszcie moje stopy dotknęły piasku na plaży. Chłodna wilgoć przebudziła nie do końca jeszcze obudzone nogi, które zaskoczone spotkaniem, zaczęły witać się palcami z przyjemnym, drapiącym wilgotnością, piaskiem. Podeszłam do brzegu jeziora, usiadłam na małym, chwiejącym się pomście. Zanurzając nogi w chodnej wodzie, obserwowałam z zaciekawieniem, jak różowe mgły snuły się wolno po lśniącej tafli jakby w oczekiwaniu na coś lub kogoś. Ptaki, ledwie obudzone, zaczynały kłótnie o to, który z nich pierwszy ujrzał poranne promienie słońca.
Opanował mnie spokój i zespolenie z tym, co mnie otacza. Tafla jeziora była tak nienaturalnie spokojna. W pewnym momencie wszystko ucichło, a ze środka jeziora w moim kierunku woda zaczęła się dziwnie marszczyć, tak jakby się coś zbliżało. Zaciekawiona patrzyłam w absolutnej ciszy na to, co się miało zdarzyć. Nie było we mnie żadnego niepokoju i lęku. Nagle poczułam na sobie łagodny podmuch wiatru, a przede mną stanęła na wodzie osobliwa postać. Wyglądała jak człowiek, ale nie miała ludzkich rysów. Podeszła do mnie w stalowym granacie i wyciągnęła dłoń w zapraszającym geście. Podałam jej swoją, wstałam i zrobiłam krok do przodu. Usłyszałam radosny śmiech i ciepły głos: „A jednak jesteś jeszcze dzieckiem...” Nim rozpłynęły się te słowa w moich myślach, wirowałam już z tą tajemniczą osobą w tańcu na środku jeziora. Pozwoliłam się prowadzić, bez obawy, z jakąś irracjonalną radością i pewnością, że właśnie tak ma to wyglądać. Mój śmiech niósł się po wodzie, a my w szalonym pędzie ślizgaliśmy się po tafli jeziora, robiąc tuż przy brzegu nagłe zwroty. Poranne mgły otuliły nas szczelnie, jakby chciały chronić przed chłodem, a ptaki znów zaczęły swoje swady i kłótnie. Nagle usłyszałam podniesiony znajomy głos: „Nabierz powietrza!...” W ostatnim momencie, tuż przed zanurzeniem, zaczerpnęłam haust powietrza. Poczułam obejmujące mnie chłodne ramiona i po chwili oboje byliśmy już pod wodą. Tam słyszałam jego śmiech, kiedy płynęliśmy i słowa: „Zabiorę cię i pokażę ci mój świat”.
Zanurzona w ciemno-zielonej wodzie, słyszałam co chwila: „Czy słyszysz mnie, powiedz, czy słyszysz?...” Na moment zatrzymaliśmy się. Słyszałam wyraźnie delikatny, miarowy puls wody. Tajemnicza postać spojrzała na mnie, a ja usłyszałam jej głos: „To jest moje serce, które bije w każdej wodzie i to właśnie słyszysz, gdy za każdym razem nurkujesz we mnie. To jest dowód na to, że zawsze jestem przy tobie, że jesteś cząstką mnie i że ja również ciebie kocham. Od swego przyjścia na świat należałaś do mnie, do ziemi, wiatru, do czerwonych płomieni ognia. Dawno temu przenikaliśmy się wzajemnie w wieczności, byliśmy jednością, aż któregoś dnia, zaciekawiona innym światem, postanowiłaś nas opuścić, aby się przekonać, jak to jet być jednym z nich. Tęsknisz i my też tak bardzo pragniemy powrotu twojego śmiechu, błękitnych oczu, twej radości i twego spokoju. Szanujemy twój wybór, ale tęsknimy za tobą. Zatapiasz się w melancholii, gdy cisza otula cię w lesie i w przejmującej, tęsknej pieśni stąpasz boso po zroszonej o świcie trawie na łące. Wychodzisz na deszcz, aby poczuć na twarzy pocałunki świata...”