Jedna trzecia drogi
Każdego dnia wyruszam w moją nieskomplikowaną podróż.
Bałam się jej na początku,dlarego podzieliłam na trzy części.Pierwsza prowadzi przez niebieski las do krainy złocistej kukurydzy i dłoni pełnych ziarna.Prędko mijam małe jeziorko by nie zachwycić się nim na zawsze,dwa łabędzie nic nie mówiące i małą czaplę.Zerkam na sadzawkę przypominającą śmietnik rosnące obok pióropusze marchwi,dumne pory i zasychające o tej porze szczypiory cebuli.Skręcam w lewo obok starego drewnianego krzyża i już widzę dwa wiatraki prądotwórcze kręcące sie naprzemiennie.
Rorpoczynam druga część mojej wędrówki,tu droga jest bardziej doświadczona.mijam domki jak muchomory,żółto czerwone ogródki,gromady roześmianych dzieci i starców z czujnymi oczami ptaków.Docieram do akacjowej alei.Wczesnym latem pachnie tu tak,że tylko się całować.Pachnie świeżym sianem i miodem.
Pedały mojego rowera obracają sie coraz wolniej.Pozostała mi do pokonania trzecia ostatnia część .Najprostrza.
Z daleka widać wieś niegdyś Kościołem zwaną z rozświetlonym cmentarzem na górce.Czeka tam na mnie dziadek którego nie zdążyłam poznać za życia.Niewiele czasu mam dziś dla niego,tyle tylko by uprzątnąć mogiłę.Wracam przez pozieleniałe rzepakowe ściernisko,byle prędzej do domu,do małego psa z ogromnym sercem.