Internetowa cela - Rozdział II
Równo tydzień wcześniej spotkałam się z Wiktorią w naszym ulubionym miejscu. Mała, przytulna restauracja, znana ze świetnej kuchni, tak polskiej, jak też włoskiej. Ukrywała się w piwnicach dużej kamienicy na Starówce. Kilka stolików, barek, świece na ścianach, małe, drewniane stoliczki. Wszystko tu było takie subtelne, wyważone. Racząc się omletem z truflami oraz aromatem podanego przed chwilą wina Medoc słuchałam jej propozycji:
- Sama kiedyś tego spróbowałam. Mówię ci Iwona, to świetna zabawa. Otwierasz tylko stronę (tu po raz kolejny podała mi adres, który już dawno zdążyłam zapamiętać), wpisujesz kilka swoich danych i gotowe. Teraz wystarczy tylko...
- Mówisz mi o tym już setny raz, sama nie wiem??
- Czego się boisz wariatko? Nikt cię nie zgwałci!
- No, co ty, aż taka głupia nie jestem.
- Przepraszam, ale chcę ci tylko pomóc, pomyśl o tym, może wkrótce poznasz interesującego faceta. Chyba miała rację. Choć nie mogłam się opędzić od „dżentelmenów” różnego pokroju, to pomijając pojedyncze przypadki było kiepsko, a może nawet tragicznie. Nie żebym była wybredna, choć czasami faktycznie przeszkadzał mi najmniejszy szczegół, to jednak chyba coś z nimi było nie tak.
- Jak tam Iwona twoje sprawy? Wiesz, o czym mówię?
- Tak, tak. Rozchodzimy się już chyba piąty raz, choć cały czas mam jeszcze nadzieję, że uda mi się go zmienić, że może przestaniemy kłócić się o dyrdymały, a zaczniemy poważnie rozmawiać. Nie myślę jeszcze o dalekiej przyszłości, ale chciałabym, aby traktował nas poważnie, a jemu tylko komputer w głowie.
- Sama widzisz, może właśnie w Necie spotkasz swojego amanta?
- Dobrze ci mówić, spotykasz się z Piotrem, jesteś szczęśliwa, a ja – ładna, zgrabna i powabna i do tego samotna.
- Nie martw się, tobie też trafi się ktoś miły.
I tak potrafiłyśmy rozmawiać godzinami, o wszystkim i o niczym. Jednak miała rację, zaczynał mi ciążyć ten dziwny stan świadomości, potrzebowałam odmiany, czegoś zupełnie nowego, czegoś odkrywczego. Może powinnam spakować się i wyjechać na dłuższy czas. Kręciły mnie podróże samolotem, język angielski był mi od pewnego czasu bliższy, niż język polski. Pomyślicie, to dziwne, ale tak było. Wystarczyło spakować walizkę i wyjechać na rok do Anglii, Stanów, Egiptu. Miałam jeszcze kilka innych możliwości, w wielu miejscach na świecie byli znajomi, z moim doświadczeniem wszędzie mogłam liczyć na dobrą pracę.
http://koominek.blogspot.com - dwadzieścia siedem tematycznych szufladek i zapewne na nich się nie skończy, zapraszam w odwiedziny do bloga, aby klimat Kominka oczarował Cię bez reszty...