Godziny innego żywiołu - nowy fragment
- Bo mogę się ładnie ubrać. Jestem oblegana przez tych ramoli i bawi mnie to. – Kiwała energicznie głową i rozglądała się na wszystkie strony, oceniając najlepsze męskie kąski, siedzące przy stolikach obok. Mężczyźni też na nią zerkali. Pomimo wieku, była naprawdę atrakcyjną kobietą.
- Jak jest po hiszpańsku ramol? – zapytała rozbawiona.
- Nie wiem, jeszcze w moim życiu nie doszłam do tego etapu, by musieć używać tego słowa.
- Byłam u bioenergoterapeuty – zmieniła temat.- Ponakładał mi na ciało rozgrzane kamienie i masował. Hawajskie metody. Też powinnaś spróbować. Nagromadziło się we mnie tyle niepotrzebnych rzeczy, że robiłam potem kupę przez trzy dni. No nie patrz tak, wysrywałam złą energię. Terapeuta kazał mi pić dużo wody, dwa litry dziennie.
- Pijesz? Ważne, żeby kontynuować potem taką terapię.
- A ty byś piła?
No właśnie, już myślałam, że pozbyłam się napięcia, ale to było chwilowe.
- Nie, nie piłabym tylko wody. – Odpowiedziałam i też zerknęłam na facetów z boku. Byli tajemniczy i zaangażowani w to, co mieli na talerzu.- Ale też korzystam ze SPA, chodzę do sauny, na siłownię, na jogę. – Patrzyła na mnie i efekt był taki, iż w oczach miała pytanie; Czemu nic o tym nie wiem? – Piję prawie dwa litry płynów, to nie ma znaczenia w jakiej postaci. Ważne, że o siebie dbasz mamo.
Na ścianie wisiał wielki telewizor, na którym pojawiały się reklamy. Mama ożywiła się, kiedy zobaczyła markę Oriflame.
- Używam tych kremów. Są dobre, powinnaś spróbować.- Wyjęła z torebki pudełko z kremem, który przed chwilą kupiłyśmy razem.
- Wolę Ziaję.
- Nie znam. Mogę zamówić jeszcze coś? Teraz ja stawiam.
- Pewnie, co tylko chcesz.
Kiedy dzwoni jej telefon, zapomina o całym świecie. Siedzę w ciszy i czekam, aż skończy rozmawiać. Patrzę na nią i mam ochotą ja uściskać, tak po prostu. Kelner w tym czasie donosi kolejny vermouth i Coca-Colę bez lodu z cytryną. Wiem, z kim gawędzi, rozpoznaję jej reakcje bez trudu. Rozlega się w tym czasie dźwięk mojego telefonu. Rozmawiamy obie. Widzę jej oczy pełne blasku i radości. Chwali się w tym czasie, że właśnie z córką jest Manufakturze i pije swój ukochany vermouth. Mówi ciepłym głosem, że; Jest bardzo przyjemnie. Uśmiechamy się do siebie. Chichocze, a siedzący koło nas mężczyzna patrzy na nią i wpatruje się w jej markę telefonu. W telewizorze pojawia się kolejna reklama. Tym razem butów. Zerkam i zapamiętuję nazwę. Podobają mi się jej włosy, są inne niż zwykle, mają jaśniejszy kolor od słońca. Jej ramiona unosiły się i opadały, nie mogła się na coś zdecydować. Była rozluźniona i z wyraźną ulgą w sobie, powiedziała do telefonu w końcu; Dobrze, zgoda. W tym czasie ktoś podszedł i poprosił o dwa złote na chleb. Pokiwała głową, dając znać przybyszowi, żeby nie przeszkadzał. Jej twarz była oblana rumieńcem. W ciągu tych kilku minut wypiłam swoją colę, założyłam okulary i odłożyłam swój telefon. Dała ręką znać, że zaraz kończy. Obserwowałam jej gesty i przechodniów na ulicy. Nikt w tej sekundzie nie był bardziej szczęśliwy od niej. Tłumaczyłam coś sobie w myślach. Nie wiem co. W tym czasie obserwowałam również ekran telewizora i słyszałam muzykę z głośników. Meksykańskie rytmy zawsze odciągają moją uwagę, ale właśnie sobie przypomniałam, że powiedziałam w myślach coś w rodzaju; Kocham cię mamo.