Głupie serce
Czy można kogoś kochać zbyt mocno…? Nie… Tak… Możliwe… Nie wiem… Zdania w tej kwestii są podzielone. Sporom nie ma końca. Mądrych wciąż przybywa, a konflikt nabiera rumieńców. Jedna słuszna odpowiedź nie istnieje. Każdy przypadek, każda miłość pomiędzy dwojgiem ludzi jest unikatowa, dlatego nie powinno się jej pod żadnym pozorem szufladkować, nadmiernie przyglądać pod lupą, rozkładać na czynniki pierwsze ani na siłę upychać w oklepane schematy. Zakochanie to stan wyjątkowy, szalony, a zarazem nieprzewidywalny i durny. Rządzący się swoimi prawami, zasadami, moralami. Kierujący się przede wszystkim brakiem logiki. Dobre rady przesłania zdradzieckie widmo różowych okularów. Dopiero coś naprawdę tragicznego może wyrwać z tęczowego marazmu.
***
Pamiętam, kiedy pierwszy raz w gniewie rzucił we mnie pustą butelką – wspomina Ania. Miałam wtedy niespełna 16 lat. Byłam młodziutka i naiwna. Wierzyłam jeszcze w szczerość, dobroć oraz bezinteresowność ludzi. Szłam drogą wytyczoną przez ideały, empatię i uczucia. Za wszelką cenę pragnęłam być kochana. Duży błąd – dodaje. Nie powinnam godzić się na akty przemocy. Nie powinnam wierzyć łzom oraz słowom skruchy. Nie powinnam ufać czczym obietnicą, ponieważ po przekroczeniu pewnych granic nie ma już odwrotu. Teraz to wiem. Zbyt długo dawałam mu ciche przyzwolenie. Zielone światło dla agresji. – Stwierdza zamyślona dziewczyna.
Chce opowiedzieć historię, którą od zawsze zamiatałam pod dywan – zwierza się nastolatka. Okłamywałam rodzinę, oszukiwałam znajomych, mamiłam wszystkich wstydząc się przyznać, że mój chłopak podnosi na mnie rękę. Bałam się usłyszeć od najbliższych prawdę. Wciąż się obwiniałam. Nieustannie przepraszałam za zadawany ból i poniżenie. Niesłusznie. Niech ta Prawdziwa opowieść będzie przestrogą dla kobiet zaznających, na co dzień domowego gnębienia oraz inspiracją dla innych, by znaleźli w sobie dość sił żeby uwolnić się od bezdusznego tyrana.
To lato zapamiętałam, jako jedno z najpiękniejszych. Wypełnione szaleństwami, ogrzewane słonecznymi promieniami, tak pełne nas… – rozmarzyła się Anka. Koleżanki zazdrościły mi starszego, bardziej doświadczonego, pewnego siebie mężczyzny. Nikt, by się nie spodziewał, że zazwyczaj szarmancki i opiekuńczy Borys w jednej chwili przeobraża się w despotycznego potwora. Alkohol budził w nim najgorsze instynkty. Bajkowa sielanka szybko ustąpiła miejsca tsunami cierpienia. Po coraz częściej powtarzających się „incydentach” skruszony kalał się na kolanach błagając o wybaczenie i zarzekając się, że to ostatni raz. Sporo było tych ostatnich razów zanim Anka przejrzała na oczy oraz zrozumiała, iż jej wyśniony rycerz jest po prostu damskim bokserem.
Latami czekała na zmianę w zachowaniu narzeczonego. Dźwigała na swoich barkach ogromny ciężar zniewag i upokorzeń, które kuły zdecydowanie mocniej niż siniaki. W duchu liczyła, że jeszcze uda się ten związek uratować. Walczyła o dawno pogrzebaną na cmentarzysku wspomnień miłość. Przegrała, ponieważ nie potrafiła kochać za dwoje.
Mroźnego poranka obudziła się, po sylwestrowej nocy pełnej wrażeń, cała obolała. Poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Ujrzała półprzymknięte fioletowe oko, rozcięty łuk brwiowy oraz stróżkę krwi w kąciku dolnej wargi. Przeraził ją własny widok. Skulona usiadła na kafelkach, ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała. Nie wie ile czasu spędziła rozmyślając, ale kiedy wstała wyczuwało się w niej pewną zmianę. Wystawiła walizki ukochanego, zmieniła zamki i numer. Więcej się nie spotkali…
Jestem teraz sama, a pomimo to tryskam szczęściem i energią. Znalazłam pracę, w której się realizuję oraz nowe hobby – opowiada z pasją dziewczyna. Skupiam się na sobie i przyszłości rysującej się w pastelowych barwach. Bez krzyków, awantur i księcia w czarnej zbroi.