Fragment nienazwanej jeszcze dłuższej formy wypowiedzi
y się tego, że może czekają już na jednym z dachów wyrastających jak kapelusze z fasad rzędu wielopiętrowych domostw naprzeciwko nas. Charles, najbardziej opanowany spośród nas powiedział z typową dla siebie nonszalancją, zupełnie nie pasującą przecież do tej sytuacji, tak sztucznie i teatralnie. – Nie wrócimy do mieszkania. Prześpimy się tutaj. – Niemal lekceważącym gestem wskazał cmentarz. Ja i Henryk wiedzieliśmy, że się boi. Jednak on grał perfekcyjnie. Zdradzały go oczy, czasem rozglądające się nerwowo. Brama mieszkania umarłych była już od dawna zamknięta, szybkimi ruchami przeskoczyliśmy wysokie na trzy metry kute ogrodzenie. Panowała tu wyraźniejsza niż za ogrodzeniem mieszanka woni rozkładu, bluszczu porastającego ceglany mur i świec, palonych na grobach starym, pogańskim zwyczajem, mającym wskazać duchom zmarłych drogę do nieba.