Fala tkliwości
Wchodzę do pokoju nieśmiało. Pamięta mnie jeszcze? Przypominają mi się chwile, w których mogłam spękanymi opuszkami dotykać go zawsze, kiedy chciałam. Był chłodny - przy czterdziestostopniowym upale wręcz orzeźwiający. Nie przestając wędrować między pagórkami wspomnień, tonę w rozpamiętywaniu naszego, a właściwie mojego pierwszego razu. Wtedy podeszłam do niego spięta i niemożliwie zestresowana. Nieśmiało usiadłam tak, aby mój nos był w linii prostej do jego najważniejszego punktu. Jego chłód wydawał mi się kojący. Powoli sunęłam po nim palcem - najpierw jednym, stopniowo dołączając pozostałe. Zdawało mi się, że uśmiecha się do mnie, zachęcając, bym się nie bała. Zaczęłam delikatnie naciskać na odpowiednie miejsca, a on melodyjnym głosem czule opowiadał mi najpiękniejsze historie. Nie chciałam w to wierzyć, ale miałam wrażenie, że odwzajemnia moje wstydliwe ruchy. Z coraz większymi rumieńcami na twarzy stopniowo posuwałam się dalej. Byłam śmielsza. W miłosnym uniesieniu falowały, wiły się i opadały nie tylko moje palce, ale i całe ciało. Włosy opadały mi na czoło, ale ja bałam się oderwać od tego dotyku choć na chwilę. Wydawało mi się, że czuję jego zapach. Czas stanął w miejscu pierwszy raz... i nie ostatni. Tamtego dnia zakochałam się w nim z wzajemnością. Często do niego chodziłam, dotykałam, płakałam przy nim i się śmiałam. Czasem śpiewałam, a on mi akompaniował. Zawsze wychodziłam od niego radosna, szczęśliwa. Jemu zawdzięczam wszystko, czego się nauczyłam w młodości, i nigdy nie chciałam go opuszczać. Mówiłam mu to, a później wyjechałam. Wracam dziś jak marnotrawna córka. Drżę i ścieram wilgoć z policzków. Nie zapomniał… Wystarcza jedno spojrzenie, by się o tym przekonać. Pierwszy raz jestem przy nim w butach na obcasie, ale podbiegam, nie zważając na to. Wdychając jego zapach, zamykam oczy. Uśmiecham się do niego i spoglądam ponownie. Po chwili zerkam na niego znów i znowu i ciągle wpatruję się z niedowierzaniem. Mój pierwszy fortepian w ogóle się nie zmienił.