Epopeja mrodowa, część I
Epopeja mrodowa napisana za przyzwoleniem Stanisława Ignacego Pijakiewicza przez Radosława Tomalę i Konrada Szczeblewskiego.
Dawno, dawno temu… Za górami, lasami i
łąkami… Za trzema, a właściwie czterema pagórkami znajdowało się mrowisko.
Kubek w kubek, jak to czarnoleskie.
Rządziła nim paskudnie sroga i okrutnie stara mrowica, Trzecią Rzeczpospolitą
Polską powszechnie zwana… Zaraz, to jakoś na odwrót jest… Okrutnie sroga i paskudnie stara… Właśnie
tak… Bo u mrówek rzecz to niebywała,
a ona, ta mrowica, dwadzieścia lat już miała.
Pewnego razu do mrowiska przybyli wędrowni
kupcy. Jednym z nich był garnek
cesarza Poliwódy Ósmego, a zarazem
przydupnik posła Palipsa; wywodzący się w prostej linii z Półtoratuska,
odwiecznego wroga grzybobrania i wszelkich rydzyków, szczególnie tych z
Torunia. Był też łowca smoków z Krakowa, euromrów do mrowiska w Brukseli –
Zbyszko z Ziobrowa.
W czas owego zjazdu, wielce dumny Donald
Plusk, będąc na mrowicy... pardon… mównicy, nazwał swych przeciwników
moherowymi kapeluszami. Tejże krytyki
nie mógł znieść poseł znad Wawelu, Jan Małgorzata Boruta. Wówczas w politykę zaangażowała się jego
baba – Nellia Prytakita.
Tymczasem w świecie długim i szerokim niespodziewanie zaatakowała grypa. Nie upłynęło wiele czasu, aż ktoś sprowadził ją do mrowiska. Tym kimś był były prezydent Kwaśniok, powracający z filipińskich wojaży. Wirus grypy powodował niespotykane dotąd objawy i ciągle się mutował, a jednym z jego symptomów była niemożność utrzymania równowagi, co wśród mrówek powszechnie zwano stanem nieważkości alkoholowej. Podobna rzecz miała miejsce w Średniowieczu, kiedy to mało dziś znany Gall Vudkonim przewrócił się w lesie, wylewając dzban świeżo upędzonego samogonu wprost na niczego winne mrówki. Na pamiątkę owych wydarzeń, narodowym, to znaczy - mrodowym grzechem pospolitym okrzyknięto pijaństwo. Mniej więcej w tym samym czasie Wielka Mrowica zdradziła księciu Wincentemu Kiejstutowiczowi i królowi Władimirowi Jagielle, by przyjęli dwie nagie flaszki jako znak zwycięstwa. Dzięki magicznej cieczy, która w owych flaszkach się znajdowała, wojska polsko-litewsko-ruskie pokonały znacznie lepiej odżywionych, wróć, napitych braciszków Najświętszej Maryi Panny. Przepis na magiczną ciecz jest przekazywany z mrówki na mrówkę, aż po dzień dzisiejszy.