Dziewczyna z Tindera
W drodze powrotnej oznajmiła, że zgubiła coś u mnie w domu. Powiedziałem, że jak tylko wrócę to postaram sie to odnaleźć.
Wsiadła do swojego samochodu i odjechała.
Po powrocie do domu zacząłem się rozglądać za zgubionym artefaktem. Szybko udało mi się go odnaleźć.
Napisałem do niej "znalazłem" i zaproponowałem sposób przekazania
Po niedługim czasie dostałem odpowiedź, ustaliliśmy formę odbioru przedmiotu i zaczęliśmy pisać, o wszystkim, o spotkaniu, o tym co czuliśmy. Już wiedziałem, że dla niej też nie było to coś pozbawione emocji, nie był to tylko mechaniczny seks.
Pisaliśmy przez kilka następnych dni, przez pewne zawirowania musiałem wykazać się kreatywnością i dostarczyć artefakt w dość niecodzienny sposób, za pośrednictwem kuriera.
Udało się.
Wyznałem jej wszystko, szczerze, o mojej sytuacji, o tym co skłoniło mnie do założenia konta i co miało być, jak to się miało potoczyć.
Miało, bo założenia, założeniami, a życie napisało swój własny scenariusz, zakochałem się od pierwszego wejrzenia? Nie, od pierwszego jeszcze nie, ale od jednego głębokiego zanurzenia sie w jej oczach na pewno...
Poznałem jej historię, była jeszcze bardziej zakręcona i popieprzona niż moja, tak bardzo że niejedna kobieta pewnie skończyłaby w psychiatryku, albo jeszcze gorzej...
Przekonywała mnie, że nasza relacja dobrze dla mnie się nie skonczy, że ona nie potrafi się zakochać, że nie jest szczególną, wyjątkową kobietą, że idealizuję ją.
Idealnych ludzi nie ma, ale z całą pewnością jest ona wyjątkowa. Opowiadała jak troszczyła się o swojego faceta, że to normalne zachowanie wśród kobiet...
Niestety tak nie jest, i to co dla niej było oczywiste i normalne, dla wielu przedstawicielek płci pięknej jest czymś niewyobrażalnym...
Spotykaliśmy się często, praktycznie co dwa dni, na spacer, później u niej.
Jednego dnia byliśmy umówieni... Napisała, żebym nie przyjeżdżał.
Wiedziałem, że jest to ważna dla niej data, symboliczna, niosąca ze sobą wiele smutku i cierpienia. Napisałem, że będę, że teraz jak nigdy chcę być obok i ją wspierać, i pojechałem do niej.
Nie bałem się, że coś sobie zrobi, po prostu czułem, że muszę być wtedy przy niej. Ufam swojej intuicji.
Zadzwoniłem domofonem. Nic, cisza.
Wróciłem do samochodu i napisałem wiadomość, że jestem, że nie odjadę, bo chce być przy niej.
Poprosiła, żebym zadzwonił jeszcze raz i wpuściła mnie.
Była zapłakana, nie chciała kontaktu, werbalnie mnie odpychała jednocześnie wyciągając rękę do mnie.
Ogarnąłem zalegające w kuchni naczynia.
W oczy rzuciły mi się dwa kubki na kawę, jeden z nich był dość spory, był ktoś u niej pomyślałem...
Poszedłem do niej, przytuliłem, powiedziałem, że będę, że mogę zostać do rana, nawet jeśli będę miał siedzieć na krześle w kuchni... Chciałem żeby wiedziała, że jestem obok, że jeśli tylko poczuje potrzebę przytulenia się, to będę.
Nalegała żebym pojechał do domu...
W końcu to zrobiłem.
Pisaliśmy przez całą drogę, zatrzymywałem się na każdym przystanku i w każdej wysepce, żeby jej odpisywać.
upierała się, że jest zimna, wyrachowana, że nie potrzebuje nikogo bo jest silna. Napisałem, że jedyne co widziałem to pogubiona, delikatna i wrażliwa kobieta, która potrzebuje pomocy.
Zarzuciła mi że chcę być dla niej kołem ratunkowym.
Odpisałem, że nie kołem, ale całym pieprzonym statkiem, który zabierze ją w nowy rejs.
Następnego dnia dostałem wiadomość w której definitywnie zakończyła naszą znajomość, nie chciała dalszego kontaktu w żadnej formie.
Napisała, że nie chce mnie zranić, i nie pisze twego w tym celu, ale kogoś poznała i się zakochała.
Z jednej strony w głowie mam obraz tego kubka do kawy, z drugiej jednak, wiem, że ona nigdy by tego nie zrobiła, że napisała tak tylko dlatego, żebym o niej zapomniał.